- Czarne ładne włosy, piękna buzia, już podczas pierwszej rozmowy przypadliśmy sobie do gustu - mówi Andrzej Huszcza, legenda Falubazu Zielona Góra, o chwili, w której poznał swoją przyszłą żonę Małgorzatę. - To było na Stadionie Śląskim w Chorzowie,. Ona pracowała jako sekretarz zawodów podczas mistrzostw świata par. Ja byłem rezerwowym, kręciłem się na stadionie, już podczas pierwszej rozmowy przypadliśmy sobie do gustu. Jest ciepła, rodzinna. Jestem jej wdzięczny, że wychowała córki sama, bo ja byłem wciąż w rozjazdach - przyznaje Huszcza w rozmowie z Falubaz.com. Ciekawych wątków w dyskusji z wyjątkowym solenizantem jest więcej. Huszcza mówi o mamie, która nie chciała podpisać mu zgody na uprawianie sportu. Wtedy pomogła siostra Zosia, podrabiając jej podpis. Na pierwszym meczu, na którym była mama, uderzył w bandę i trafił do gipsu. Pan Andrzej wspomina odwiedziny u babci na Litwie, kiedy miał 4 lata. - Mieszkała ze swoją siostrą w gliniano-drewnianym domu. Miała duże łóżko z napuszonymi poduszkami i kołdrą - wspomina. Czekał na syna, rodziły się córkiHuszcza opowiada, jak czekał na syna, a urodziły mu się trzy córki. Najmłodsza Kasia ma smykałkę do motoryzacji większą niż niejeden chłopak. - Moje dzieci wychowały się na stadionie przy W69. Jestem też bardzo dumny z wnuczek, choć jedna wyłamała się z żużlowej tradycji, bo na meczach bała się hałasu i płakała - przyznaje. W wywiadzie mamy też oczywiście historie związane z karierą żużlową. Były zawodnik przyznał, że był z Falubazem na dobre i na złe, choć w pewnym czasie Wybrzeże Gdańsk proponowało mu wielkie pieniądze i przywileje. Był też temat przenosin do Śląska Świętochłowice, bo stamtąd pochodzi żona, ale i ten temat upadł. Ryzykował, leciał w powietrzuŻużlowiec pięknie mówi o tym, jak rozkoszował się jazdą. - Prędkość, ślizg kontrolowany na łukach, bliskość bandy i adrenalina, która napędza człowieka. Uwielbiałem się ścigać. Kiedy odbijałem się od bandy, a wtedy były drewniane, to leciałem w powietrzu. Jak dojechałem do mety, to czułem, jakby mnie ktoś w tyłek kopał - opowiadał. Marek Cieślak, były trener kadry, ale i też rywal Huszczy z toru przyznaje, że jest on bohaterem Zielonej Góry. - Ma już swoje rondo, a ja czekam, jak zostanie patronem dworca kolejowego. Jemu się to należy, bo to bardzo porządny człowiek - kwituje Cieślak. Huszcza przez ponad 30 lat jeździł w Falubazie, Startując w tym klubie został mistrzem Polski indywidualnie oraz drużynowo. Zobacz Sport Interia w nowej odsłonie! Sprawdź