Przypomnijmy, że całe zamieszanie związane z Niemcami wynikało z przepisów obowiązujących w landzie, w którym ten zespół ma swoją siedzibę i stadion. Przez długi czas niemożliwe było nie tylko rozgrywanie zawodów, czy z publicznością, czy bez, ale nawet przeprowadzanie treningów. Chodziło oczywiście o obostrzenia związane z pandemią koronawirusa. Start rozgrywek przekładano, licząc m.in. na to, że Niemcom uda się wystartować. W pewnym momencie ogłoszono, że tak się nie stanie i liga ruszy w sześciodrużynowej obsadzie. Nie minęło jednak wiele czasu, bo już po pierwszej rundzie, Wolfe zgłosiło ponownie akces do rozgrywek, gdy zmieniły się u nich przepisy. Tu jednak pojawił się problem. Brak zgody klubów Jak tłumaczyli przedstawiciele niemieckiej ekipy, gdy okazało się, że możliwy jest ich udział w lidze, na przeszkodzie stanęli przedstawiciele pozostałych drużyn z najniższego szczebla rozgrywkowego. Wszystko dlatego, że decyzję o dopuszczeniu do startu Wolfe Wittstock miały podjąć kluby - weto choć jednego z nich blokowało udział Niemców w rozgrywkach. Początkowo oponowały drużyny z Poznania i Opola, a po ujawnieniu tego faktu, na obie drużyny wylano wiadra pomyj. Twierdzono, że takie decyzje zabijają światowy żużel, a Niemcom należy pomóc i dopuścić ich do rozgrywek. Nie wszyscy chcieli Wolfe W zdecydowanej mniejszości była grupa kibiców, która zgadzała się z postawą poznaniaków i opolan, tłumacząc to faktem, że Wittstock będzie outsiderem ligi, a ich udział w rozgrywkach nie przyniesie niczego innego poza dużymi kosztami drużyn, które będą się z nimi mierzyły. Ta niewielka grupa może teraz powiedzieć "a nie mówiliśmy?", bo ich przewidywania się sprawdziły. Najlepszy mecz Wolfe pojechało na inaugurację - przegrali wówczas u siebie 49:41 ze SpecHouse PSŻ-em Poznań. Później było tylko gorzej - już w następnej kolejce Niemcy pojechali do Opola i zdołali zdobyć jedynie 21 punktów. Problemy nie tylko sportowe Wilki z Wittstock mają za sobą 8 z 12 tegorocznych spotkań i żadnego z nich nie wygrały. Same porażki to w sporcie coś normalnego i nie należy szkalować Niemców za to, że po prostu mają słaby zespół. Jednak to, że ich drużyna pojawia się na meczu w sześcioosobowym składzie, a na tor wyjeżdża ich tylko pięciu, to nie tylko problem finansowy dla rywala, ale również wizerunkowy dla ligi. Jak można promować produkt, jeśli jeden z jego składników działa w ten sposób? Nie pomagają również takie sytuacje, jak podczas meczu Wolfe - Stal. Zawody trwały trzy godziny, a zdołano rozegrać... zaledwie 8 biegów przez bardzo zły stan nawierzchni. Ciężko temu zapobiec Takie sytuacje nie pomagają w budowaniu prestiżu 2. Ligi. Ktoś może powiedzieć "ale o jaki prestiż chodzi?" i będzie miał rację. Należy pamiętać, że to najniższy szczebel rozgrywkowy, ale nie może to ograniczać w staraniach o lepsze jutro. Dzięki współpracy PZM i firmy One Sport, 2. Liga doczekała się profesjonalnego prowadzenia mediów społecznościowych, a od poprzedniego sezonu jest pokazywana na antenie ogólnopolskiej telewizji. Choć to małe kroki, to sam fakt, że udało się do tego doprowadzić, pokazuje, że warto. Największy problem jest jednak taki, że ciężko cokolwiek z tym fantem zrobić. Złe przygotowanie nawierzchni było spowodowane przez deszcz, a skład drużyny na mecz na Łotwie był regulaminowy. Choć Mauer nie pojawił się na torze, a Bowes zakończył swój udział w spotkaniu po pierwszym starcie. KSM ratunkiem? Rozwiązaniem, które mogłoby załatwić problem sportowy jest wprowadzenie minimalnego KSM-u. Wtedy drużyna musiałaby dysponować zawodnikami na określonym poziomie. Nie należy się jednak spodziewać, że taka regulacja się nagle pojawi. W ostatnich sezonach zmiany regulaminowe były wprowadzane albo tylko w PGE Ekstralidze, albo na wszystkich poziomach rozgrywkowych. W GKSŻ musza poważnie przemyśleć kwestię dopuszczania drużyn zagranicznych do startów w 2. Lidze. Nie może być tak, że zapraszany do ligi jest zespół, co ma służyć jego rozwojowi, a ten zamiast się rozwijać, ciągnie ze sobą w dół pozostałe kluby. Piotr Kaczorek