Sebastian Zwiewka, Interia: W ośmiu rozegranych spotkaniach pana drużyna odniosła osiem zwycięstw. Przypuszczał pan przed sezonem, że będzie tak łatwo? Piotr Mikołajczak, menedżer i dyrektor OK Bedmet Kolejarza Opole: Czy jest łatwo? Trudno powiedzieć, bo w każdym meczu zawodnicy dają z siebie wszystko i punkty wydzierają na torze. Szczerze? Nie powiedziałbym, że jest nam łatwo. Budując drużynę i kontraktując tych zawodników oczywiście miałem w zamyśle walkę o najwyższe cele. Już od listopada budowałem atmosferę w zespole. Myślę, że wszystkie zwycięstwa są efektem właśnie tej dobrej atmosfery i umiejętności moich podopiecznych. Bardzo się z tego cieszę. Osiem zwycięstw to mało powiedziane. Przeciwko wam nikt nie uzbierał nawet 40 punktów... Tak to w tej chwili wygląda. Ja pół żartem, pół serio się śmieję przed meczami, że ta kolejna piątka z przodu musi być i o to zawsze jedziemy. Na razie wszystko elegancko się układa, ale zobaczymy jaka będzie przyszłość. Koncentrujemy się na każdym spotkaniu. Do każdego rywala podchodzimy z dużym respektem, jesteśmy skoncentrowani i przygotowani. Zgodzi się pan z tym, że to Optibet Lokomotiv Daugavpils jest najgroźniejszym rywalem w walce o eWinner 1. Ligę? Według mnie jest więcej drużyn, które w 2. Lidze Żużlowej mogą jeszcze namieszać. Oprócz zespołu z Daugavpils, jest Kolejarz Rawicz wzmacniający się zawodnikami z Fogo Unii Leszno, do tego rozpędzająca się z meczu na mecz bardzo mocna ekipa z Landshut, a na dokładkę mamy jeszcze PSŻ Poznań, który w niedzielę pokonał na własnym torze Lokomotiv Daugavpils. To duży i cenny dla nich wynik. Tych drużyn do wejścia do fazy play-off jest więcej, zobaczymy jak to się ułoży. Ja obstawiam, że czwórkę obok nas stworzą zespoły z Daugavpils, Rawicza oraz Landshut. Patrząc na średnie biegowe pana seniorów, to chyba tylko Kamil Brzozowski może jeszcze piąć się w górę. Dokładnie tak, wszyscy pozostali jadą na swoim poziomie. Robią to, czego nich oczekiwałem. Mam piątkę żużlowców w czołowej dziesiątce 2. Ligi Żużlowej, z czego Jacob Thorssell przewodzi w tej statystyce. Kamil to bardzo fajny, ułożony, profesjonalnie podchodzący do tego sportu zawodnik. Dużo inwestuje w sprzęt, bodajże ma pięć czy sześć silników. Problem polega w dopasowaniu. Czasami robi dobre wyniki. W niedzielnym spotkaniu z zespołem z Landshut za bardzo mu nie poszło, ale to wynika też z innego powodu. Miał pewne problemy osobiste, o których nie chciałbym tutaj mówić. Natomiast wierzę, że Kamil przysporzy opolskim kibicom jeszcze wiele radości. Wierzymy w jego odbudowę. Stać tego chłopaka na "dwucyfrówki". Czyli z pozostałych jest pan w 100 procentach zadowolony? Oczywiście. Ja zawsze patrzę na drużynę jako całość, a nie na wyniki poszczególnych zawodników. Liczą się wyniki osiągane przez zespół. U nas do tej pory są rewelacyjne, bo mamy same piątki i szóstki z przodu. Jak jednemu czasami zdarzy się słabszy mecz, to drugi to nadrabia. O to chodzi w sporcie drużynowym. Nikogo nie będę ganił, każdy pracuje i chce jeszcze poprawić swoją jazdę. Jest super, oby tak do końca ligi. Gigantycznym wzmocnieniem jest "gość" z Eltrox Włókniarza Częstochowa, czyli Bartłomiej Kowalski. Junior ze średnią 2,444 daje menedżerowi większy komfort w pracy? Dokładnie. Mając Bartka lub Mateusza Świdnickiego, stajemy się mocniejsi. Mam komfort, że juniorem mogę zastąpić słabiej spisującego się seniora. Tak zrobiłem chociażby w niedzielę, kiedy w biegach nominowanych Bartek zmienił Andrieja Kudriaszowa. To komfort, większe pole manewru taktycznego. Bardzo się cieszę, że współpraca z częstochowskim klubem układa się doskonale. Mam nadzieję, że tak będzie do końca sezonu. Jak wygląda sytuacja Tomasza Orwata? Przy tych wynikach strasznie ciężko jest mu przebić się do składu. W trakcie spotkań nie wyjeżdża w ogóle na tor, bo nie ma zawodnika rezerwowego. Nie wyjeżdża, ale cały czas Tomkowi się przyglądam. Chłopak jest ambitny, trenuje, natomiast pozostali jeżdżą tak dobrze, że stawiam na żelazną piątkę. Jeśli drużyna wygrywa mecze, to nie mam podstaw do zmian, żeby nie zabić ducha tej drużyny. To przykład zawodnika, który w tym momencie cierpi, że w 2. Lidze Żużlowej nie ma zawodników pod numerami 8/16? To prawda. Tomek na pewno dostałby szansę, gdyby był ósmy zawodnik do wystawienia. Powiem szczerze, że jako nieliczny byłem na tym, żeby na drugoligowych torach także pojawili się zawodnicy pod numerami 8 i 16. Ten zapis dobrze funkcjonuje w PGE Ekstralidze, jak i w eWinner 1. Lidze. Z uwagi na organiczone finanse klubów drugoligowych postawiono, że nie wszedł. Niestety Tomek musi ze spokojem czekać na swoją szansę. Przed sezonem miał jasno powiedziane, jaka będzie jego rola w drużynie. Zdecydował się na to i cierpliwie czeka. Przed pana zespołem w rundzie zasadniczej jeszcze wyjazdy do Rawicza i Daugavpils. Dopiero te mecze pokażą, czy jesteście gotowi na awans? Myślę, że po tych ośmiu meczach można dużo powiedzieć o naszej drużynie. Wyniki pokazują naszą siłę, jest monolit, potrafimy wiele zdziałać. Trzeba poczekać do końca sezonu zasadniczego, zostały nam jeszcze cztery mecze - trzy wyjazdy i jeden u siebie. Na pewno - tak jak pan powiedział - jakaś weryfikacja nastąpi w Rawiczu oraz w Daugavpils. Liczę na to, że chłopacy pokażą charakter i wolę walki. Pojedziemy tam po pełną pulę, ale tor wszystko zweryfikuje. Sportowo w Opolu się układa, a jak jest pod względem organizacyjnym? Przychodząc do klubu przedstawiłem swoje uwagi na spotkaniu z zarządem. Musieliśmy wejść na troszeczkę wyższy poziom - zarówno organizacyjny, jak i finansowy. Organizacyjnie wszystko ruszyło do przodu, finansowo również. Zarząd - na czele z prezesem Dziembą i członkiem zarządu Adrianem Korolem - naprawdę wykonują tytaniczną pracę, jeżdzą non stop w poszukiwaniu kolejnych środków finansowych. Chłopacy mają płacone bezpośrednio po meczu, nie mamy żadnych zaległości w stosunku do zawodników. Organizacyjnie też poszliśmy do góry. Jeżeli udałoby nam się awansować do eWinner 1. Ligi, wtedy pewne rzeczy będzie trzeba poprawić. Na ten moment nasza współpraca układa się bardzo dobrze. Działamy, oby tak dalej. Pytam, bo przed sezonem Bjarne Pedersen i Michał Szczepaniak wspominali o zaległościach z poprzednich lat. Udało się wszystko wyprostować? W tym roku sprawa z Pedersenem wyszła z pewnego rodzaju nieporozumienia na linii płatności między zawodnikiem a klubem. Wszystko zostało już zapłacone, zresztą Bjarne Pedersen na swoim profilu napisał, że finanse zostały uregulowane i nie ma już żadnego problemu. Z Michałem Szczepaniakiem jest to sprawa z poprzednich lat. Chodzi o sezon 2019. Wtedy nie było w klubie ani mnie, ani obecnego prezesa. Kwestie kontraktowe zostały zapłacone, tylko chyba chodzi jeszcze o tzw. pieniądze "sponsorskie". Wiem, że sprawa trafiła do sądu drugiej instancji. Tam wszystko się rozstrzygnie. Jeżeli wyrok będzie korzystny dla zawodnika, to prezes oczywiście zapłaci Michałowi pieniądze po swoim poprzedniku. W niedzielę po drugiej serii startów na stadionie w Opolu były problemy z prądem. Nie obawiał się pan powtórki z ubiegłego sezonu z Gorzowa? Powiem tak - to była złośliwość rzeczy martwych. Wszystko stało się poza stadionem w rozdzielni miejskiej. Szybko wezwano ekipy zewnętrzne i usterka w miarę szybko została ogarnięta. Dzięki temu mogliśmy dalej pojechać ten mecz bez żadnych problemów. Czasami dzieją się rzeczy, na które nie mamy wpływu. My - jako organizator - wszystko zabezpieczyliśmy i było OK. Zdarzają się różne sytuacje, lecz nie mamy wpływu na to co dzieje się poza bramami obiektu. Zawsze jedziemy fair, nie chcę mówić o tym, czy w innych klubach w przeszłości były jakieś kombinacje. Stało się, no ale trudno. Byłem poddenerwowany tą sytuacją, bo w momencie awarii wygrywaliśmy 27:15. Chciałem odjechać ten mecz sprawnie. Po trzydziestominutowej przerwie pojechaliśmy dalej. I tak szybko się uwinęliście. Mecz trwał dwie godziny. W Opolu zawsze staram się przygotować tor w sposób należyty. Nigdy nie było żadnych uwag, tor sprzyja walce. Po sezonie wiele rzeczy trzeba poprawić, bo teraz nie ma sensu kombinować i mącić chłopakom w głowach. Zawody u nas zawsze trwają w granicach 90-95 minut. Przez awarię troszeczkę ten czas się wydłużył, ale nie licząc tego, to mecz przebiegał szybko, sprawnie i bez żadnych zastrzeżeń. Czyli tak jak zawsze. Mieszka pan teraz w Opolu czy pracuje pan "zdalnie" i po prostu czasami dojeżdża pan do Opola? Teraz jestem w domu. Po meczu zawsze przyjeżdżam do rodziny trochę odpocząć i ogólnie spędzić czas z bliskimi. Rodzina mnie wspiera, chcę z nimi przebywać jak najwięcej. Jak mamy w Opolu mecz w niedzielę, to już od wtorku tam przebywam, żeby przygotować tor i zorganizować treningi. Wygląda to mniej więcej tak, że 3/4 czasu jestem w Opolu, a 1/4 w domu. Wszystko zależy od tego, jak poukładam sobie to z chłopakami. W takim przypadku nie żałuje pan odejścia z Aforti Startu Gniezno? Gdyby pan został, to byłaby większa swoboda w życiu rodzinnym. Stało się jak się stało. Wspólnie podjęliśmy decyzję o tym, że tymczasowo się rozstajemy. Ja nadal jestem członkiem stowarzyszenia klubu w Gnieźnie, Start zawsze będzie w moim sercu numerem jeden. Jak będzie potrzeba, to zawsze będę gotowy do klubu wrócić i pomóc. Obecnie skupiam się na pracy w Opolu i do końca sezonu na pewno będę pracował w OK Bedmet Kolejarzu. A co będzie dalej? Czas pokaże. Kiedy rozstrzygnie się pana najbliższa przyszłość? Oczywiście mam na myśli sezon 2022. Najpierw dojedźmy do finałów. Trzeba wygrać ligę. Ostatni finał jest zaplanowany na 3 października, później oczywiście w pierwszej kolejności będę rozmawiał z działaczami z Opola. Jak rozmowy się ułożą, to wyjaśni pewnie połowa października. Przed sezonem nie chciał pan otwarcie mówić, że brak awansu będzie porażką. Po takiej serii zwycięstw się to nie zmieniło? Ja nie podchodzę do sportu w taki sposób. Zawsze mam w sobie dużą pokorę. Żużel naprawdę jest bardzo nieprzewidywalny, dużo czynników odgrywa w nim wielką rolę. Wszystko się może zdarzyć. W historii bywało tak, że najlepsza drużyna po rundzie zasadniczej kończyła sezon dopiero na czwartym miejscu. Do każdego meczu trzeba przystępować maksymalnie skoncentrowanym. Oby tylko omijały nas kontuzje czy inne nieszczęścia. Jeżeli troszeczkę dopisze nam szczęście, to powinno być dobrze. Ewentualnego braku awansu nie będę odbierał jako porażki, bo naprawdę jestem zadowolony z pracy. Takie jest życie. Czasami drużyna wygrywa, czasami przegrywa. Na wszystkie możliwości trzeba być przygotowanym.