Sezon 2021 jest dla Niemca bardzo udany. Przede wszystkim dlatego, że zdołał wrócić na tor i to na dodatek w dobrym stylu. Smolinski nie ukrywa swojego szczęścia z tego powodu. - Jeśli spojrzysz w przeszłość, zobaczysz mnie w lutym, chodzącego o kulach i doktorach mówiących po operacji, że nie wiedzą, czy będę chodził już zawsze o kulach, czy może poruszał się na wózku inwalidzkim, więc bycie w światowej czołówce po tym wszystkim... Po prostu jestem szczęśliwy - mówił Niemiec po Grand Prix Challenge w Żarnowicy. Martin Smolinski podpisał przed sezonem kontrakt z zespołem Trans MF Landshut Devils, czyli debiutantem polskich lig żużlowych. Niemcy sprawili małą niespodziankę i awansowali do play-off w bardzo dobrym stylu, zajmując na koniec rundy zasadniczej trzecie miejsce. Smolinski pytany o ewentualną jazdę na wyższym szczeblu rozgrywkowym odpowiada krótko: chcemy awansować. Trzydzieści pięć minut na stadion O awans może być Niemcom trudno. Wydaje się, że nie będziemy świadkami niespodzianki i w przyszłorocznej eWinner 1. Lidze pojedzie OK Bedmet Kolejarz Opole lub Metalika Recycling Kolejarz Rawicz, a nie Trans MF Landshut Devils. Czy w tej sytuacji ujrzymy Smolinskiego na wyższym szczeblu rozgrywkowym? - Raczej nie. Jestem bardzo szczęśliwy w Landshut - przyznaje Martin Smolinski. - Bardzo dobrze nam się współpracuje i tak samo się tam czuję. Przede wszystkim Landshut to mój domowy zespół. Mieszkam trzydzieści pięć minut od stadionu i miło jest mieć domowe mecze po trzydziestu minutach jazdy, bo czasami ma się mecz domowy, na który trzeba jechać osiem godzin. Osiem godzin to ja mógłbym pracować - przyznawał z uśmiechem reprezentant Niemiec. O ile co do obecności Wolfe Wittstock w 2. Lidze Żużlowej można mieć wątpliwości, o tyle drużyna z Landshut nie odstaje na żadnym polu od polskich drużyn. Zauważa to również Smolinski. - Poziom, na którym i profesjonalizm, który jest wkładany w żużel Landshut może imponować nawet polskim klubom - zakończył Smolinski.