Przegrany finał w Bydgoszczy Wydaje się, że momentem zwrotnym w najnowszej historii żużla w Poznaniu jest finał 2. Ligi Żużlowej z 2019 roku. Tamten sezon był dla poznaniaków bardzo udany. W części zasadniczej rozgrywek wygrali dziewięć z dwunastu spotkań i pewnie weszli do finału, pokonując w półfinale opolski Kolejarz. Finałowy dwumecz rozgrywali z Polonią Bydgoszcz. Przed pierwszym spotkaniem, które odbywało się w Poznaniu, miejscowi byli faworytem. Nieznacznym, ale jednak. Dlatego wynik 59:31 i dwudziestoośmiopunktowa zaliczka była dość sporą niespodzianką, bo wydawało się, że przyjezdni postawią twardsze warunki. Wszak to oni byli liderem tabeli po rundzie zasadniczej. Jeśli to, co stało się w Poznaniu było niespodzianką, ciężko znaleźć określenie dla tego, co stało się w Bydgoszczy. Polonia odrobiła straty, wygrała drugi finał 61:29, a w konsekwencji cały dwumecz 92:88 i to ona awansowała do eWinner 1. Ligi. Piętno straconej szansy na awans do eWinner 1. Ligi Wydaje się, że ten moment był punktem zwrotnym w najnowszej historii Poznańskiego Stowarzyszenia Żużla. Do tamtego momentu, od czasu reaktywacji żużla w Poznaniu, wydawało się, że wszystko idzie szybciej lub wolniej, ale jednak do przodu. Widać to choćby po składzie, jaki klub miał w sezonie 2019 - Miśkowiak (Robert), Borodulin, Nowak, Krcmar, Bellego, Lutowicz, Curzytek - była to najlepszy skład jaki był w Poznaniu od momentu reaktywacji. Poza tym, po awansie taka drużyna mogłaby bić się o utrzymanie w eWinner 1. Lidze i nie byłaby bez szans. Przegrany finał był szokiem, ale przecież nie tylko w Poznaniu. Raczej niewielu się spodziewało, że dwadzieścia osiem punktów straty może zostać odrobione. Taki wynik wzbudził podejrzenia - że doszło do korupcji, że doszło do oszustwa ze strony gospodarzy, że zawodnicy Polonii korzystali z nieswojego sprzętu i tak dalej. Nikogo jednak za rękę nie złapano, więc należy włożyć te teorie między bajki. Wydaje się, że przegrany finał był jak igła, która przebija napompowany balon. Ciężko się temu dziwić, bo wynik zszokował wszystkich. Z zewnątrz można stwierdzić, że powietrze uszło nie tylko z balonu z początku akapitu, ale również z osób związanych z klubem i jego kibiców. Zresztą do dziś finałowy dwumecz przewija się w rozmowach z kibicami i osobami związanymi z klubem. Słychać wówczas w głosie gorycz, ale ciężko się temu dziwić. Sympatycy PSŻ dostali wówczas cukierka i w momencie, gdy już wyciągnęli go z papierka, został im on wyrwany. Przegrany finał boli i widać jego pokłosie Upuszczone powietrze widać na kilku płaszczyznach. Przede wszystkim skład zbudowany na kolejny sezon raczej nie dawał szans na walkę o awans. A kadra jest odzwierciedleniem sytuacji finansowej klubu - po nazwiskach zawodników widać, że budżet był szczuplejszy niż rok wcześniej. Pytanie, czy słabsza drużyna wynikała tylko z mniejszego wsparcia sponsorskiego, które mogło być związane z wybuchłą w marcu 2020 pandemią, czy też może z poważniejszych problemów finansowych klubu. W rozmowie z WP z początku sezonu 2020, Marcin Nowak, wówczas już były zawodnik klubu, przyznawał, że w Poznaniu brakowało stabilności finansowej. W podobnym tonie wypowiadał się publicznie Marcel Kajzer. Jeśli jednak klub dalej istnieje, to można przypuszczać, że ewentualne problemy z płynnością nie były tak duże, jak np. kilka lat temu w Gnieźnie, gdy przygoda w Ekstralidze zakończyła się upadłością klubu w 2015 roku. Choć pozornie to mało istotne, to jednak symboliczne jest, że ostatnie pomeczowe wywiady na kanale PSŻ TV są z września 2019 roku, a były przeprowadzone po pierwszej odsłonie finału PSŻ - Polonia. Później klubowa telewizja nie publikowała pomeczowych wywiadów, choć regulaminy sanitarne od początku dawały tego typu podmiotom możliwość pracy w parku maszyn. Programy zawodów w Poznaniu były niegdyś prawdziwą ozdobą - grube, wypełnione treścią i ładnie wykonane. Obecnie to kilkustronnicowa gazetka, w której poza programem zawodów i listą osób funkcyjnych, są jedynie reklamy. Warto jednak zaznaczyć, że w tym momencie są one rozdawane za darmo, a wcześniej były normalnie sprzedawane. Niemniej, jest to kolejny element, który nie ma większego znaczenia z punktu widzenia rywalizacji sportowej, ale obrazuje jak wyglądał nastrój w klubie przed pamiętnym finałem i po nim. Tli się nadzieja na przyszłość W przypadku Poznańskiego Stowarzyszenia Żużla, choć de facto są na tę chwilę najsłabszą drużyną w Polsce, nie można mówić o upadku, jak w przypadku choćby Unii Tarnów, czy kilka lat wstecz, Wandy Kraków. Klub wciąż funkcjonuje i na tę chwilę wydaje się, że jego istnienie jest niezagrożone. No i przede wszystkim nie jest powiedziane, że skończy sezon na ligowym dnie - za nimi dopiero dwa mecze, a do rozegrania mają ich jeszcze dziesięć. Wydaje się jednak, że najpoważniejszym wyzwaniem klubu jest przyciągnięcie kibiców. Większa obecność fanów na trybunach to dobry argument w rozmowach ze sponsorami, czy z miastem. Oczywiście tam ważny jest też poziom rozgrywkowy, bo idzie za tym prestiż, czy reklama u większego nadawcy telewizyjnego, jednak podstawą są fani. Większe fundusze pozyskiwane z dnia meczowego, a w konsekwencji od sponsorów, czy miasta, to także większe możliwości kontraktowania zawodników i co za tym idzie, większy potencjał sportowy. Problem jednak w tym, że w Poznaniu ciężko przyciągnąć mieszkańców meczami 2. Ligi Żużlowej. Alternatyw jest mnóstwo - zarówno sportowych, jak i np. kulturalnych. Klub reklamuje się plakatami w centrum miasta, jego partnerem jest też firma obsługująca reklamy w pojazdach komunikacji miejskiej. Wydaje się jednak, że poza rozpoznawalnością, kluczowy też jest - jak w przypadku sponsorów i miasta - poziom rozgrywkowy i wyniki drużyny - na finale z Polonią Bydgoszcz stadion przy ul. Warmińskiej był wypełniony. Pozytywem jest to, że na trybunach pojawia się sporo młodych osób - i to zarówno dzieci, jak i osób w wieku okołostudenckim. Być może spowoduje to zaszczepienie żużla u osób, które kiedyś będą główną grupą docelową klubu. Na tę chwilę w Poznaniu nie jest kolorowo. Nie można jednak mówić o upadku. Kibice PSŻ wciąż mogą mieć nadzieję na to, że stracona szansa, która była jak lawina tuż przed szczytem góry, nie spowodowała upadku do samego podnóża szczytu, a jedynie spadek do ostatniego obozu przed pikiem. Piotr Kaczorek Zobacz Sport Interia w nowej odsłonie! Sprawdź