1. Fogo Unia Leszno miała bez wątpienia potencjał na pokonanie Betard Sparty Wrocław (przynajmniej u siebie). Mistrzowie Polski przegrali jednak trochę na własne życzenie. Tor wcale nie był ich atutem. Piaszczysta nawierzchnia, wyłączona zewnętrzna i start, który był w tym spotkaniu kluczowy. To nie były warunki skrojone na jazdę Janusza Kołodzieja, czy Piotra Pawlickiego. Unia mogła sprawić niespodziankę i znów awansować do finału, ale tylko pod warunkiem perfekcyjnej jazdy i dobrego przygotowania. Tego zabrakło. 2. Jeśli założyć, że mistrzowie Polski nie pokonają Betard Spartę, to nasuwa się pytanie, czy ktoś zdoła zatrzymać walec z Wrocławia. Wszystko wskazuje na to, że do finału wjedzie Motor Lublin, który spróbuje dokonać niemożliwego. Będzie miał jedną przewagę, której brakowało Fogo Unii. Chodzi o juniorów.3. W obozie mistrzów Polski chyba po raz pierwszy od wielu lat odczuli problem z tą formacją. W poprzednich latach, gdy seryjnie zdobywali medale, młodzieżowcy z Leszna wręcz lali swoją konkurencję. Teraz rolę się odwróciły. Porażka 9:1 w zestawieniu z młodzieżą Betard Sparty mówi wszystko.4. Ciekawe, czy Józef Dworakowski nie żałuje teraz odpuszczenia tematu transferu Bartłomieja Kowalskiego, który ma trafić ostatecznie do eWinner Apatora Toruń. Damian Ratajczak może i ma talent, ale jeszcze musi minąć sporo czasu, aby był w stanie nawiązać do złotych lat Dominika Kubery i Bartosza Smektały. Tego samego powiedzieć nie można natomiast o Krzysztofie Sadurskim. Taki Kowalski bardzo przydałby się Fogo Unii.5. Przenosząc się na drugi front rywalizacji o finał PGE Ekstraligi trzeba przyznać, że Motor Lublin zaskoczył nas bardzo pozytywnie. Do tej pory mieli problemy z wygrywaniem na wyjazdach, ale drużyna formę złapała chyba w najlepszym momencie. Przebudził się Krzysztof Buczkowski, który już wie, że będzie musiał zmienić klub. Jakoś specjalnie nie przejął się tym faktem, bo w ostatnich tygodniach jedzie naprawdę dobrze. Kto wie, może w obliczu tak obiecującej postawy, ponownie obierze kurs na Grudziądz?6. Stal natomiast stała się ofiarą kontuzji w zespole. Wrócili na tor Vaculik z Woźniakiem, ale to nie byli ci sami zawodnicy. Do tego wszystkiego gorzowski tor, który niespecjalnie sprzyjał rekonwalescentom. Oczywiście czas będzie działał na korzyść tych zawodników, bo za tydzień w Lublinie będą już bardziej objeżdżeni. Trudno jednak spodziewać się, że Stal zdoła odrobić aż 8 punktów straty z pierwszego meczu.7. Tym bardziej, że ponownie potwierdziło się, że gorzowianie mają potężne dziury w składzie. W rywalizacji o medale gołym okiem widać brak klasowych juniorów i wyrwę na pozycji zawodnika do lat 24. Kierownictwo drużyny ma nad czym myśleć, bo ten problem znany im jest od początku sezonu. A co gorsza, wcale nie ulega zmniejszeniu, bo zamiast robić progres, to młodzieżowcy do spółki z Karczmarzem i Birkemose jadą jeszcze gorzej.8. Inna sprawa, że w Gorzowie muszą nauczyć się przegrywania z honorem. Prezes Stali szalał w mediach społecznościowych próbując zrzucić winę na błędne decyzje sędziego. Trochę to słabe. Tym bardziej, że jego drużyna nie przegrała różnicą dwóch punktów, a ośmiu. To zmienia postać rzeczy.9. A skoro jesteśmy przy Stali, to śmiało można postawić tezę, że gdyby w tej drużynie zabrakło Bartosza Zmarzlika, to gorzowianie najpewniej mogliby w ogóle zapomnieć o play-offach. Wkład mistrza świata jest bowiem trudny do opisania. Kto wie, być może największym sukcesem tego klubu będzie w tym roku nie zdobyty medal (jeśli w ogóle), a przedłużenie kontraktu ze swoją największą gwiazdą.10. Jeden akapit warto poświęcić zmaganiom o awans do PGE Ekstraligi, bo robi się naprawdę ciekawie. Jedną nogą w finale są zespoły z Krosna i Ostrowa. Już chyba tylko cud może uratować faworyzowany zespół z Rybnika, który wyraźnie stracił formę. Ciekawe, jak dużą tolerancją i cierpliwością wykaże się charyzmatyczny prezes Krzysztof Mrozek. Po ostatnim spotkaniu z pewnością nie był w najlepszym nastroju.