PGE Ekstraliga jest nieugięta i słowami prezesa Wojciecha Stępniewskiego stawia sprawę jasno - jedziemy zgodnie z planem. Tymczasem niektóre kluby na 10 dni przed startem rozgrywek mają problem. Na jaw wychodzi coraz więcej zakażeń. Jeśli ktoś teraz by "wpadł", to oznacza, że w pierwszej kolejce nie pojedzie. Poza wszystkim słyszymy i takie obawy, że testy na koronawirusa są niewiarygodne, więc ktoś mógłby pójść na przymusową izolację będąc zdrowym. Podobna sytuacja spotkała ostatnio piłkarza reprezentacji Polski Mateusza Klicha. - Będzie rosyjska ruletka, ale ja się cieszę, że prezes Stępniewski twardo stoi przy swoim stanowisku, że jedziemy - mówi nam Wojciech Dankiewicz. - Póki co to i tak nie mamy żadnego wyjścia. To jest ogromna machina - sponsorska, telewizyjna i klubowa. Całe szczęście, że są wentyle bezpieczeństwa w postaci gości, bo w ten sposób unikamy paraliżu rozgrywek. Pewnie, że ta pierwsza kolejka może nie wyglądać tak, jak tego oczekiwaliśmy, ale nie mamy wpływu na to. Spodziewajmy się, że kolejnych zakażeń może być coraz więcej. Weźmy tą sytuację na klatę Na dziś teoretycznie w najgorszej sytuacji są kluby z Torunia i Zielonej Góry. 4 kwietnia obie drużyny zmierzą się ze sobą na Moto Arenie. Niektórzy twierdzą, że to będzie mecz, który ustawi sezon obu ekipom. To one są zaliczane do grona tych, które mają walczyć o utrzymanie. Wynik pierwszego meczu może być więc szalenie ważny. Tymczasem Patryk Dudek z Falubazu oraz bracia Holderowie i Kamil Marciniec z eWinner Apatora siedzą w domu na izolacji.- Słyszałem, że akurat z braćmi Holderami nie powinno być problemów, bo łagodnie przechodzą wirusa. Poza tym to doświadczeni zawodnicy, którzy potrzebują tylko parę kółek, aby poczuć motocykl. Gorzej będzie, jeśli okaże się, że za chwilę w jakiejś drużynie będą ze trzy zakażenia. Wtedy może być problem - puentuje ekspert telewizyjny. Zobacz Sport Interia w nowej odsłonie! Sprawdź