Dariusz Ostafiński, Interia: Darcy Ward mówi, że z otwartą głową zobaczy wywiad Tuckera z Putinem. Marek Cieślak, były trener kadry: Warda po tym wypadku, po którym trafił na wózek, traktujemy ulgowo. Zapominamy, że ten człowiek, gdy był czynnym zawodnikiem, nasikał na pomnik Kopernika w Toruniu, co nagrały kamery. Ten sam Ward został wyrzucony z Grand Prix za pijaństwo. To był rozrywkowy chłopak, a talent miał taki, że sam nie wiedział, czemu mu to Bozia dała. Dlatego mnie ta wypowiedź nie dziwi. Cieślak o Wardzie: "Brakuje mu empatii" A o czym to świadczy? - O nieuctwie, niedouczeniu. Coś zobaczył, coś widział, ale nie jest uważnym obserwatorem bieżących spraw. Nie zna historii. Bo jakby oglądał, co się dzieje i wyciągał z tego wnioski, to nigdy by tego nie powiedział. Pokazał jednak, że nie rozumie świata i to jest przykre. Dla niego i dla nas. My te zagraniczne gwiazdy przyjmujemy z otwartymi ramionami, u nas dorabiają się one olbrzymich pieniędzy, zostają milionerami, a mają nas w nosie. To ich gadanie o utożsamianiu się, zupełnie mnie nie przekonują. Raz im nie zapłacisz i zobaczysz, co ci zrobią. Dlatego raz jeszcze powtórzę, że mnie słowa Warda bulwersują, ale nie dziwią. Brakuje mu empatii. Dlaczego? Nie wiem, może za mało o Ukrainie mówią, może powinni więcej. Może. Z drugiej stronie otwieranie głowy na rozmowę z człowiekiem, którego cały cywilizowany świat uznaje za zbrodniarza wojennego, to coś, co przechodzi ludzkie pojęcie. - Dodałbym, że Putin to przecież także były oficer KGB. On nie powie prawdy. Od niego nie usłyszmy, że Ukraińcy giną w obronie swojego kraju, że tam mamy walkę Dawida z Goliatem. Już pomijam fakt, że Putin wysyła swoich ludzi na Ukrainę niczym mięso armatnie. Rosjan z polskimi paszportami zostawiłby w spokoju Już mówi się, że Putin, jak tylko upora się z Ukrainą, może uderzyć na Polskę. I tu wraca, jak bumerang, sprawa Rosjan jeżdżących z polskim obywatelstwem. Nie wiem, jak pan, ale ja chętnie zapytałbym ich, co zrobią, jak stanie się to najgorsze. - Dla mnie taki atak Putina na Polskę, to możliwe rozwiązanie, choć wydaje się to nieprawdopodobne. Z drugiej strony nie wiem, co jest w jego głowie. Nie wiem, czy chce mieć całą Ukrainę, czy tylko jej część. Taka okupacja, to nie jest łatwa sprawa, bo przecież ten ciemiężony naród będzie się bił. Inaczej, ale jednak. A tych naszych Rosjan, to ja bym, mimo wszystko zostawił w spokoju. Mnie jest ich nawet żal, bo oni są między młotem i kowadłem. Wojny nie wywołali, w Polsce mieszkają od lat, tu uczą się ich dzieci. Jasne, że na sportowców z Rosji nałożono sankcje, ale oni mają nasze paszporty. Ich sytuacja jest trudna już i bez tych pytań o stosunek do Putina. Co pan w ogóle myśli o sankcjach? - To, że taka odpowiedzialność zbiorowa nie zawsze jest dobra. Pamiętam, jak nasi nie polecieli na igrzyska do Los Angeles, bo Rosjanie chcieli zagrać Stanom na nosie. Nasi tyle lat ciężko pracowali i nagle dowiedzieli się, że mogą sobie zostać w domu i rywalizować o puchar burmistrza. To nie było normalne. A teraz mamy w drugą stronę. Oni dostają po głowie, bo mają chorego wodza. Dlatego mam mieszane uczucia. Ukraina jednak potrzebuje każdego rodzaju wsparcia. - To nie ulega wątpliwości. Osobiście jestem bardzo zaniepokojony tym, co wygaduje Trump, kandydat na prezydenta USA. Jak oni wstrzymają pomoc dla Ukrainy, to będzie źle, bo Ukraina walczy za nas wszystkich. Jak ich przełamią, to być może my będziemy siedzieć w okopach. Przez lata żyliśmy w przeświadczeniu, że jesteśmy bezpieczni. Po obu stronach barykady był i jest atom i każdy myślał, że to taki straszak, co zatrzyma wszystko. Okazuje się jednak, że można, marząc o wielkiej Rusi bić się konwencjonalnie. Cieślak wiele razy był w Związku Radzieckim. Mówi o ciemnocie, biedzie i tajniakach Pan, jako młody człowiek wiele razy był w Związku Radzieckim. - I mogę powiedzieć, że jak człowiek zobaczył to od środka, to wyglądało to jeszcze gorzej. Jako zawodnik jeździłem po tych małych miejscowościach. To były lata 70. Spotykaliśmy się z ludźmi, z których wielu walczyło na wojnie z Niemcami. Oni sami do nas przychodzili i opowiadali ze łzami w oczach, co przeżyli i co widzieli. To byli dobrzy ludzie z sercem na dłoni. Podzieliliby się ostatnią kromką chleba. I to jest ten paradoks, bo choć naród rosyjski, ci zwykli ludzie, był i nadal jest dobry, to pozwala sobą łatwo sterować. Wtedy, gdy tam byłem zderzyłem się też ciemnotą i niewyobrażalną biedą, gdzie ludzie koczowali z kurami, kaczkami, żeby dostać się na woschod, czyli wodolot, który zawiezie ich na handel. Ja patrząc na to, czułem się tak, jakbym widział carską Rosję. To musiał być przygnębiający widok. - Tak, a przy tym wszystkim ludzie wyglądali na zastraszonych. Często ściszali głos, o pewnych sprawach woleli nie mówić. Zwłaszcza tych dotyczących władzy. Ja się temu absolutnie nie dziwię. Przecież czytaliśmy w książkach, jak syn zadenuncjował ojca. Tam tajniaków nie brakuje. Pan też na jakiegoś wpadł? - Była z tym nawet związana zabawna historia. Choć wtedy nie było nam do śmiechu. Na jeden z takich wyjazdów kolega Andrzej Jurczyński zabrał świerszczyki i karty z paniami na sprzedaż. Heniu Gluecklich powiedział, że ma kolegę, który pomoże w transakcji. Skontaktował się z nim i wpadli nam zrobić rewizję, bo kolega okazał się tajniakiem. Świerszczyki zabrali wszystkie, tylko kart nie znaleźli. Andrzej schował je potem do opony. I tę oponę na zawodach założyli do motocykla, którym jechał Rysiu Fabiszewski. Gonili tego Fabiszewskiego po stadionie, żeby mu wymienić koło przed startem. Bali się, że jak się rozleci, to te karty będą fruwały po całym stadionie. Wtedy dopiero tajniacy by nam dali popalić. No, ale pogadajmy wreszcie o sporcie. Polityka wyparła sport. - To też prawda, ale to źle, bo ludzie powinni bardziej żyć kulturą i rozrywką. Inna sprawa, że pod sejmem mamy występy lepsze, jak w MMA. "Ci z Apatora wyli ze szczęścia". Cieślak nie mógł w to uwierzyć A w żużlu, to nam się raczej szykuje sezon bez niespodzianek, bo niby kto miałby zaszkodzić Motorowi Lublin w wygraniu ligi, a Bartoszowi Zmarzlikowi w zdobyciu piątego złota w Grand Prix. - To są główni faworyci, ale nie raz było tak, że faworyt przegrywał. Inna sprawa, że Zmarzlik nie ma przeciwnika. Taki Ward, od którego zaczęliśmy rozmowę, mógłby nim być. - Nie sądzę. Bozia dała mu talent, ale cała jego historia świadczy raczej o tym, że na wielką karierę nie miał szans. Za mało rozumiał. W ogóle to pamiętam, jak on został mistrzem świata juniorów. To było w Gorican. Pojechałem tam z Maćkiem Janowskim. W biegu z nim Maciek prowadził, ale wjechał na śliską nawierzchnię i go obkręciło. Wtedy Ward wyszedł na prowadzenie, a ekipa z Torunia wyła z radości. Darcy jeździł wtedy w Apatorze. Ja tak na nich spojrzałem i pomyślałem sobie: gdzie my jesteśmy? Tu Polak, tam Australijczyk, a oni się cieszą z naszego nieszczęścia. I to jak. Wtedy przeszło mi też przez myśl, że ten Ward jeszcze wam pokaże. I pokazał. U nasz czasami ta fascynacja zachodem przybiera niezbyt ciekawe formy. - I lubimy zapominać, że zagraniczny zawsze będzie tylko pracownikiem. Pamiętam, jak Marian Maślanka, były prezes Włókniarza zrobił plebiscyt na najlepszego zawodnika w historii klubu. I wygrał Grigorij Łaguta, bo mu bieg wyszedł, gdzie po płocie objechał Golloba. Teraz za Łagutę się wstydzimy, bo te jego słowa o wojnie w Ukrainie zgodne z linią Kremla były słabe. A kwitując Warda i innych, to ja powiem tylko, że ci zagraniczni nie muszą nas kochać, ale szacunek powinien być i trochę wiedzy ogólnej też by się przydało.