Za nami szósta runda Grand Prix na żużlu na PGE Narodowym w Warszawie. Czy będzie kolejna? PZM ma twardy orzech do zgryzienia, patrząc na kolejne rachunki spływające do związku. W 2019 płacili 7 milionów. Teraz marzą o takim rachunku Jeszcze w 2019 roku, bo wtedy była organizowana poprzednia runda GP (w 2020 i 2021 nie robiono turnieju z powodu pandemii koronawirusa), związek płacił za całą imprezę maksymalnie 7 milionów. Milion za ułożenie toru, dwa za wynajęcie obiektu, kolejne dwa za licencję i jeszcze dwa za usługi, w tym ochronę czy katering. Dziś taki rachunek na 7 milionów PZM wziąłby z pocałowaniem w rękę. Niestety ceny poszły mocno w górę. Już wcześniej informowaliśmy, że przez słabą złotówkę i rosnący kurs euro ułożenie toru kosztowało 1,3 miliona złotych. Kontrakt z duńską firmą Speed Sport jest w euro, wynosi prawie 300 tysięcy, po przeliczeniu wyszła wspomniana przez nas kwota. Znacząco w górę poszła też cena wykupienia licencji od promotora. Poprzedni, czyli BSI brał 2 miliony i do tego jakiś procent od sprzedanych biletów. PZM w najgorszym razie wykładał 2,2-2,3 miliona złotych. Teraz musiał dać praktycznie 3 miliony, bo Eurosport Events, choć za bilety nie bierze, znacząco podniósł bazową stawkę. Mniejszym ośrodkom sprzedawał za 2,2-2,3 miliona, ale dla wielkiego PGE Narodowego miał wyjątkowo drogą ofertę. Obsługa VIP-ów wzrosła o pół miliona złotych W górę poszły też koszty usług. W 2019 obsługa jednego biletu VIP wynosiła 160 złotych. Teraz to było już 260 złotych, czyli 100 złotych więcej. A takich biletów VIP było 5 tysięcy. Zatem mamy wzrost kosztów obsługi rzędu pół miliona złotych na samych biletach VIP. Jakby jeszcze dorzucić koszty magazynowania na Żeraniu nawierzchni potrzebnej do budowy toru, to rachunek zwiększyłby się do 8,6 miliona złotych. Rok magazynowania kosztuje 200 tysięcy, a ta nawierzchnia była magazynowana przez trzy lata, bo tyle czekała na kolejny turniej. PZM ma teraz niezłą zagwozdkę. Ludzie dzwonią do związku i pytają, czy za rok też będzie Grand Prix, ale działacze nie wiedzą, co robić. Mimo ogromnego wsparcia Orlenu i ministerstwa sportu do GP 2022 trzeba będzie dopłacić. Jakby za rok PZM chciał wyjść na zero, to musiałby podnieść ceny biletów. Na identyczną imprezę GP w Cardiff wejściówki są siedmiokrotnie droższe. Istnieje jednak obawa, że przy wysokich cenach nie udałoby się zapełnić stadionu nawet w dwóch trzecich, a przecież nie o to chodzi. PZM nie chce płacić za to, żeby w świat poszły obrazki pustego obiektu.