Wojciech Kulak, Interia: Od wybuchu wojny w Ukrainie w 2022 roku minęły już prawie dwa lata. Jak pan wspomina to co działo się w Polsce w pierwszych dniach konfliktu wywołanego przez Władimira Putina? Les Gondor, były prezes Stali Gorzów oraz Pogoni Szczecin, właściciel Hotelu Mieszko: - Zrobiliśmy wszyscy wspólnie coś niesamowitego. Wystarczyło tylko na chwilę włączyć telewizję lub posłuchać radia, by się o tym przekonać. W każdym mieście otwieraliśmy drzwi i pomagaliśmy potrzebującym niezależnie od ich wieku. Nie inaczej było w prowadzonym przeze mnie hotelu. Błyskawicznie znalazły się w nim kobiety, dzieci, całe rodziny, niepełnosprawni. Nie zostawialiśmy nikogo na pastwę losu. Długo zastanawiał się pan nad udostępnieniem hotelowych pokoi uchodźcom? - To była początkowo spontaniczna decyzja. Pewnego dnia stwierdziłem, że skoro mam duży obiekt na około dwieście pokoi, to dlaczego nie pomóc Ukraińcom akurat w ten sposób. Początkowo każdy z nas myślał, że konflikt zakończy się po dwóch tygodniach, po miesiącu, ale ta przykra sytuacja trwa niestety do dzisiaj. Z tygodnia na tydzień pewnie tych ludzi było coraz więcej. - Dokładnie. Nie mieliśmy czasu na zastanawianie się, czy przyjmujemy dodatkowe osoby. Przygotowaliśmy dla nich pokoje, mnóstwo pomieszczeń, w których mogą spokojnie zjeść. Zauważyli nas zresztą szybko urzędnicy. Po jakimś czasie dostaliśmy wsparcie finansowe od wojewody lubuskiego. Inni mieszkańcy miasta również starali się dołożyć cegiełkę od siebie. Ukraińcy otrzymywali od nich liczne paczki z żywnością. Były w nich też środki higieny czy ubrania, czyli rzeczy bez których nikt nie wyobraża sobie codziennego życia. Ciuchy były potrzebne zwłaszcza w okresie zimowym, a to właśnie wtedy rozpoczęła się wojna. Najważniejsze, że nie byliście w tym sami i mogliście liczyć na wsparcie lokalnej społeczności. - To się ceni. Ludzie w pewnym momencie zaczęli przynosić tak wiele rzeczy, że nie było gdzie ich magazynować. Przyjeżdżały nawet dostawy z różnych firm. To był niesamowicie wzruszający okres. Nawet teraz, gdy o tym wspominam, ściska mnie mocno gardło. Nie mogliśmy jednak inaczej postąpić. Gdy widzi się w recepcji zmarzniętą oraz przerażoną rodzinę z walizkami, to w człowieku włącza się coś takiego, że po prostu trzeba pomóc i koniec. Najgorsze jest chyba uczucie, że to wszystko dzieje się tak blisko Polski. Wielu naszych rodaków jeździło do Ukrainy na wakacje, a teraz miliony osób z tego kraju potrzebują pomocy. - Oni są przecież naszymi sąsiadami. Jeżeli widzi się przed sobą potrzebującą osobę, nawet niezależnie od wieku, to przyzwoitość ludzka nakazuje jej pomóc. Z dnia na dzień nasz hotel wypełniał się nowymi osobami uciekającymi przed wojną. W pewnym momencie doszło do tego, że wolnych pozostało zaledwie kilka pokoi. Wtedy stwierdziliśmy, że nie ma sensu przyjmować typowych gości hotelowych, ponieważ nie dało się pogodzić obu tych rzeczy. Osoby płacące za usługę czuli by się pewnie niekomfortowo. Tego typu klienci zeszli więc na dalszy plan. Skoro pański hotel właściwie nie przyjmuje już normalnych gości, to można powiedzieć, że obecnie przebywa tam jedna wielka ukraińsko-polska rodzina. - Trudno to lepiej określić. Ci ludzie non stop się wymieniają. Jedni przyjeżdżają, drudzy odjeżdżają w świat. Na pewno przez nasz hotel przewinęło się już 1,5 tysiąca osób i ta liczba wzrasta z tygodnia na tydzień. Powstała u nas taka mała Ukraina. Jedna, duża rodzina. Między nami wytworzyła się nawet specjalna więź, zaprzyjaźniliśmy się. Dzieci chodzą do szkoły, dorośli pracują. Na żadną prośbę ze strony potrzebujących nie jesteśmy obojętni i zawsze chcemy pomóc w rozwiązywaniu problemów. Ma pan kontakt z osobami, które dzięki pomocy pańskiego hotelu wyszły na prostą i mieszkają już w swoim mieszkaniu lub nawet poza granicami Polski? - Z wieloma rodzinami w miarę regularnie się komunikujemy. Gdy przyjdzie pocztówka, to aż się ciepło robi na sercu. Dlatego nawet nie zastanawiamy się nad udzielaniem pomocy kolejnym potrzebującym, ponieważ to są tacy sami ludzie jak my. Mają oni fantastyczne podejście, są pomocni i pragną wyjść na prostą. To bardzo miłe z ich strony, że o panu nie zapominają. W końcu pański hotel poświęcił im sporo czasu i zapewnił godne warunki do życia. - U nas na świat przyszło już dziewięcioro małych dzieci. Mamy więc swoich własnych obywateli. Naprawdę dużo by o tym opowiadać. Trzeba to wszystko zobaczyć na własne oczy. Prowadzimy na miejscu coś w stylu pamiętnika. W jednym pokoju są zdjęcia, podziękowania i tego typu wyjątkowe rzeczy podarowane przez Ukraińców, którzy wcześniej skorzystali z naszej pomocy. Ukraińcy w wielu miastach słyną z ogromnej pracowitości i wdzięczności. W pańskim hotelu również czuć ich ciepło bijące prosto z serca? - Oni czują się wdzięczni za okazaną pomoc i na swój sposób próbują się odwdzięczyć między innymi sprzątaniem czy innymi drobnymi pracami. I to nie jest tak, że trzeba im mówić "zrób to i tamto", wskazywać palcem. Oni sami się do tego garną. Ich podejście jest po prostu fenomenalne. Ukraińcy zaskoczyli właściciela hotelu. „To było wspaniałe” W Internecie natknąłem się na mnóstwo zdjęć z różnych wydarzeń. Widząc uśmiechnięte dzieci, aż łezka kręci się w oku. - Jeżeli już o dzieciach mowa, to zawsze pierwszego czerwca hucznie obchodzimy ich wyjątkowe święto. Ostatnio zorganizowaliśmy lody, słodycze i tego typu rzeczy, by niczego im nie zabrakło. Była nawet specjalna fontanna, w której zamiast wody leciała czekolada. Ukraińcy bardzo szybko się odwdzięczyli i zorganizowali przedstawienie z okazji moich urodzin. Były lokalne tańce, śpiewy, nawet przebrali się w stroje. Tak jak panu, aż łzy stawały mi w oczach. Wspaniale to zrobili. To było wspaniałe zaskoczenie i zarazem niezapomniane przeżycie. Przeżywamy razem mnóstwo pięknych chwil, pomimo że za naszą wschodnią granicą toczy się wojna. Chociaż w taki sposób chcemy na chwilę o tym wszystkim zapomnieć. Jemy wspólnie śniadania, obiady, kolacje. W trakcie nich rozmawiamy, opowiadamy o życiu, śmiejemy się i tak dalej. Z pewnością pomaganie uchodźcom zza wschodniej granicy zabiera mnóstwo energii oraz czasu. Nie czuje się pan momentami zmęczony? - Wręcz przeciwnie. Nigdy nie miałem takiego zapału do pracy, jak po tym nieszczęsnym wybuchu wojny w Ukrainie. Jestem czasem zalatany od rana do wieczora, ale to lubię. Uśmiech i radość potrzebujących wynagradzają mi to o wiele bardziej niż pieniądze i inne materialne rzeczy. Rozczulają mnie zwłaszcza dzieci. Zawsze, gdy przechodzę przez korytarz, to nie ma dnia, by się ze mną nie witały i nie pokazywały rysunków. Mamy naprawdę fantastyczną atmosferę, jak w jednej wielkiej rodzinie. Jest to ciężkie, ale z drugiej strony daje dużą satysfakcję. Czujemy się w ten sposób potrzebni i widząc uśmiech zadowolonych Ukraińców mamy świadomość, że robimy naprawdę dobrą robotę. Tu chodzi też o samych Polaków. Nasz kraj powinien być dumny z takich inicjatyw, mam nadzieję, że kiedyś historia oceni tych ludzi, którzy bezinteresownie pomogli osobom uciekającym przed wojną. To właśnie Polska pomogła moim zdaniem najbardziej z tych europejskich krajów. Państwa hotel dba także o rozwój Ukraińców, tak aby łatwiej im było w przyszłości przystosować się do nowego miejsca, w którym będą musieli żyć? - Ogromną wagę przykładamy między innymi do nauki języka. Współpracujemy z wykwalifikowanymi nauczycielami oraz animatorami, tak by dzieci się nie nudziły i mogły się rozwijać jak w normalnych szkołach. Wszystkie święta również obchodzimy razem. Boże Narodzenie, Wielkanoc, Dzień Ojca, Dzień Matki. Dużo by tak teraz wymieniać. Organizujemy też urodziny. Każdy wówczas może przyjść i do nas dołączyć, zjeść kawałek tortu, wypić herbatkę i porozmawiać. Zapewniamy im także stałą pomoc medyczną. Lekarze regularnie badają naszych gości z Ukrainy, zwłaszcza w porze zimowej, kiedy najłatwiej zarazić się jakąś chorobą. Już w październiku odbyły się pierwsze wizyty. Trwały one aż dwa dni, żeby każdy otrzymał pomoc. Nikt nie musi stać w kolejkach nie wiadomo jak długo. Każdy prędzej czy później został zbadany. Hotel Mieszko odwiedzili znani politycy Przygotowując się do tej rozmowy zauważyłem również, że w państwa skromne progi zawitało wielu gości specjalnych. - To prawda. Sprawą zainteresowały się znane osoby ze świata polityki. Byłem na wizycie w ambasadzie ukraińskiej u pana ambasadora Wasyla Zwarycza. Nasz hotel odwiedził były prezydent naszego kraju, Bronisław Komorowski. Byli też różni ministrowie i ambasador Polski w Berlinie. Na zakończenie tej długiej rozmowy chciałbym poznać pana zdanie na temat tego czy Polacy mogą być z siebie dumni za to jak zaopiekowali się potrzebującymi, czy można jednak było coś zrobić lepiej? - Wielu ludzi pomagało i dalej pomaga. Dokonaliśmy niesamowitego wyczynu, zajmując się tyloma potrzebującymi osobami zza wschodniej granicy. Dzięki naszym rodakom oni mogli na nowo rozpocząć normalne życie. Myślę, że nam wszystkim się to w przyszłości opłaci, gdy wreszcie wojna się zakończy i Ukraina zacznie się odbudowywać. Nasze narody będą pojednane jak nigdy wcześniej. I tak powinno właśnie być. Zawsze trzeba się wspierać. Mamy przecież nawet niektóre podobne potrawy, zbliżoną kulturę. Oba państwa doznały wielu przykrych, traumatycznych wręcz chwil. Zwłaszcza psychicznie jest to trudne do zniesienia, bo o wojnach pamięta się latami. Dlatego dobrze, że Polacy wyciągnęli pomocną dłoń i sprawili, że Ukraińcy dobrze będą wspominać pobyt na naszym terenie. Dzieci mogą chodzić normalnie do szkoły, uczyć się języka i kultury. Poznają kolegów i koleżanki. Socjalizują się, grają w piłkę, zapisują się na zajęcia dodatkowe. Niektórzy z nich niestety nie mają do czego wracać, ze względu na zbombardowane domy.