Co się stało z Leonem Madsenem? To pytanie zadawało sobie pewnie wielu kibiców Włókniarza Częstochowa przyglądających się charytatywnej akcji klubu w minioną niedzielę. Madsen zniknął i ruszyła lawina spekulacji Duńczyk był na campie Włókniarza, a potem nagle zniknął. Od razu ruszyła lawina spekulacji. Nie brakowało i takich głosów, że klub mu nie zapłacił na czas i dlatego Madsen się spakował i wrócił do Danii. Zapytaliśmy prezesa Michała Świącika ile jest prawdy w tych plotkach. - Tyle, co w tych, że u pana na ogródku wylądowało UFO - przyznał działacz. - Możecie mi wierzyć, bądź nie, ale wtedy, kiedy trwała akcja, Leon leżał piętro wyżej w łóżku z grypą jelitową. Był blady jak kartka papieru i to jest cała prawda o jego absencji. Madsen dostał już prawie całą kasę O pieniądzach prezesach nie chciał rozmawiać, ale ustaliliśmy, że Madsen dostał już cztery piąte kontraktowego wynagrodzenia, że wszystkie przelewy realizowane są w terminie. Zresztą Duńczyk był przez cały czas trwania tygodniowego obozu z drużyną. Zachowywał się normalnie. Pracował, śmiał się, integrował się z drużyną. Natomiast takie nagłe problemy zdrowotne Madsen miewał już w przeszłości. Kiedyś struł się, bo zjadł coś w jednej z popularnych sieci serwujących fast-foody i przeżywał katusze w trakcie meczu. Zobacz również: Były prezes o skandalu z Mejzą. "Nie wszystko jest na sprzedaż"