Dariusz Ostafiński, Interia: Jak czytam twoje posty na Facebooku, to jestem przerażony. Bartłomiej Czekański, dziennikarz, były żużlowy menedżer: Bo napisałem, że modlę się o swoją śmierć? Ja już raz chciałem popełnić samobójstwo, ale sąsiedzi mnie wyciągnęli spod pędzącej lokomotywy. Teraz jestem na granicy, dlatego to napisałem. Całe szczęście, że tylko napisałeś. - Mam olbrzymie wsparcie od kibiców i od rodziny mojej żony z Bystrzycy Kłodzkiej. Próbuję stanąć na nogi, ale czasami jest ciężko. Teraz muszę się tłumaczyć policji z niebieskiej karty, a ja nigdy nie uderzyłem i nie znieważyłem kobiety. O co chodzi? - Jak jeszcze mieszkałem z żoną w Wilkszynie, to ona przyjechała z dwoma policjantami do naszego domu. Oglądałem ostatni turniej SEC i robiłem z niego notatki. A oni mi założyli niebieską kartę. Zrobili to, choć nawet moja żona mówiła, że jej nie biję. Ja byłem kiedyś bokserem, ale nigdy nie byłem damskim bokserem. To, dlaczego założyli ci niebieską kartę? - Powiedzieli, że od trzech lat znęcam się psychicznie nad żoną. Tego też nie rozumiem. Codziennie rano mówiłem do żony, żeby spojrzała w moje oczy, bo tam zobaczy tylko miłość. Mówiłem jej, że jest piękna. Jak wracała do domu, to wszystko było wysprzątane. Była dla mnie wszystkim, kochałem ją ponad wszystko i złego słowa o niej nie powiem, choć mam wrażenie, że ona teraz chce mnie zniszczyć. Jednak nic nie powiem, bo przez 34 lata byłem szczęśliwy. A teraz? - Teraz jestem upadłym człowiekiem. Śpię w pustym domu, na materacu. Prezes Unii Leszno Piotr Rusiecki obiecał, że przywiezie mi węgiel, żebym jakoś przetrwał zimę. Piszę teksty do Tygodnia Żużlowego, do portalu po-bandzie.com.pl, mam pół etatu w biurze europosła Ryszarda Czarneckiego. Trudno mi się pracuje, ale się staram. Muszę mieć z czego żyć. Co się właściwie stało? - Żona nagle wyrzuciła mnie ze swojego życia. Pojechała na trzy tygodnie do Albanii i tam wydarzyło się coś, co sprawiło, że mnie skreśliła. Dlaczego nie pojechałeś z żoną? - Nie mogłem. Musiałem pracować i zarabiać. Teraz się rozwodzimy. Bo? - Nie akceptuję tego, co działo się z moją żoną w Albanii, ale przede wszystkim przemiany, jaka zaszła w niej po powrocie. Dużo piszesz o alkoholu, o terapii. Masz z tym problem? Może twoja żona miała z tym problem? - Przez osiem lat nikt nie widział mnie pijanego ani bełkoczącego, czy też jak się zataczam. Raz się upiłem po ostatniej kłótni z żoną. Raz na osiem lat to chyba nie jest zła statystyka. Kiedyś miałem duży problem z alkoholem, ale to nie jest przyczyna rozwodu. Masz depresję? - Mam straszną depresję. Nie wstydzę się tego. Mam skierowanie na terapię. Jak powiedziałem, mnie trzyma przy życiu wsparcie szwagierki Dani, jej syna Marcina, wdowy po świętej pamięci Ryszardzie Nieścieruku, ale i też Marcina Najmana. On również mnie wspiera. Kilka dni temu Marcin Najman powiedział mi, że byłeś jego idolem, że nauczyłeś go miłości do żużla, że poznawał dyscyplinę, czytając twoje teksty. - Marcin to jest dobry człowiek. Ma mi załatwić walkę bokserską. Jej wynik nie jest ważny. Ważne jest to, żebym nie myślał o samobójstwie, ale po to, żebym biegał, ćwiczył. Ostatnio strasznie schudłem. Nie jem, nie śpię, tylko ciągle płaczę. Źle ze mną, a trauma jest taka, że nie mogę z tego wyjść. Cieszę się, że Marcin, z którego niektórzy się śmieją, bo go nie znają, walczy o mnie. To nie zmienia faktu, że ja sam o siebie też muszę zawalczyć, muszę coś zrobić. Łatwo nie jest, bo z żoną byłem 34 lata, bo to była największa miłość mojego życia. Tyle że teraz zostałem kopnięty w tyłek i pytam sam siebie, co ja mam robić. W tekstach często dawałem dobre rady, umiałem innym pomóc, a sam sobie nie potrafię. Dlatego jest ta walka? - Dlatego, że czegoś muszę się złapać. Zwłaszcza po tym, jak od bliskiej osoby usłyszałem: ty nawet nie potrafisz się porządnie zabić. I właśnie dlatego teraz pytam, za co mnie Bóg tak karze? O co tutaj chodzi? Ja to sobie nawet czasami myślę, że jestem w ukrytej kamerze albo że jestem głównym aktorem w "Procesie" Kafki. Kiedy pracowałem jako menedżer klubów z Ostrowa i Wrocławia, to wielu ludziom pomogłem. Jako dziennikarz też się starałem. I co dostaję w zamian? Trudne pytania zadajesz? - Tak, bo ja żyję w Matriksie i mam nieciekawą sytuację. Rozwód jest przesądzony, ale mogę też stracić ten dom w Bystrzycy Kłodzkiej, gdzie teraz mieszkam. Tu jest zimno, pusto, mam tylko materac, ale ja mam 63 lata i niewiele potrzeb. Chcę jeszcze trochę pojeździć na żużlu, powalczyć w ringu i rozstać się z żoną w zgodzie. Była dla mnie wszystkim przez 34 lata i nie chcę powiedzieć na nią złego słowa. Mogę się tu dalej telepać z zimna. I cierpieć, bo ja cierpię tak, że nikomu tego nie życzę. Mówisz, że chcesz jeszcze pojeździć na żużlu? - Tak, bo dalej mam na stadionie w Lesznie mój motocykl, który dostałem kiedyś od Tomka Golloba. Mam też jego kask. Wiesz, ja muszę coś robić, żeby nie myśleć o tych głupotach. Bo te złe myśli wciąż do mnie wracają. To chyba jednak normalne w przypadku człowieka, który po 34 latach małżeństwa wylądował w zimnym pustostanie. Dziwnie się z tym czuję, bo byłem menedżerem klubów żużlowych i bokserskiej sekcji Gwardii Wrocław. Wygrywałem dziennikarskie plebiscyty na najlepszego dziennikarza sportowego Dolnego Śląska, najlepszego polskiego dziennikarza piszącego o żużlu i o boksie, piszę w Tygodniku Żużlowym od pierwszego numeru... a teraz śpię na materacu. Czytaj także: Kłótnia o traktorzystę. Ile zarobi pan Mikołaj?