Dariusz Ostafiński, Interia: Prezydent Gorzowa Jacek Wójcicki i przewodniczący rady miasta Robert Surowiec powołali zespół audytorów, którzy sprawdzą finanse Stali Gorzów. Jerzy Synowiec, mecenas, radny i były prezes Stali: Dla mnie to ogromne zaskoczenie. Nigdy czegoś takiego nie było, żeby miasto badało finanse prywatnego klubu. Ja się zastanawiam, czy to nie obniży rankingu Stali, jej pozycji. Według mnie to nie czas na takie ruchy. Zwłaszcza że ten zespół finalnie może podjąć tylko jedną decyzję? Jaką? - Miasto, jak się zorientuje, że jest tak źle, jak piszą, to może zaprzestać finansowania Stali. Jeśli wyjdzie, że jest źle, to miasto nie będzie miało innego wyjścia. Polak trzasnął drzwiami i wyszedł. Nie mieli dla niego litości Synowiec: Prezydent mógł pogadać z prezesem Stali w cztery oczy Rozumiem jednak, że prezydent chciał trochę uspokoić nastroje. - Też tak myślę. Efekt jest jednak odwrotny od zamierzonego. Bo skoro teraz miasto wkracza do akcji, to znaczy, że ten statek tonie. Naprawdę nie tędy droga. Prezydent powinien był zaprosić prezesa Stali Waldemara Sadowskiego i pogadać z nim w cztery oczy. Tak, żeby ten drugi powiedział uczciwie, co jest grane. Wtedy można by było pomyśleć o jakimś planie pomocowym, czy naprawczym. Ta komisja nie pomoże. - W ogóle wysyłać do klubu ludzi, co nie znają się na żużlu, to jest hucpa. Cały sport ma długi. Skąd ludzie niemający o tym pojęcia będą mogli wiedzieć, czy ten poziom długów, jaki mamy w Stali, wymaga bicia na alarm. Jak powiedziałem, lepiej by było wezwać prezesa i powiedzieć: mów co jest grane, albo nie damy ci za rok dotacji. Już ruszyła giełda nazwisk. Kto nowym prezesem Stali? W Gorzowie już jednak ruszyła giełda nazwisk na następcę Sadowskiego. Pan chyba też na niej się znalazł. - No, jak mówiłem, statek tonie. A ta giełda, to naprawdę świetna. Nawet Marek Grzyb się na niej znalazł. No naprawdę, to jest świetne rozwiązanie. Sadowski, który przejął klub od Grzyba, też jednak najwyraźniej sobie nie poradził. - Długo było spokój. Poukładał to i było w Stali normalnie. Teraz jednak mówi się wyłącznie o długach. I padają kwoty, od których włosy jeży się na głowie. Od sześciu do nawet dziesięciu milionów. - Ale czy jest te dziesięć baniek, to nie wiemy. Sadowski od wielu lat jest w żużlu. Zna się na nim, jako kibic, ale może kierowanie klubem go przerosło. Żużel jest specyficzny. Jak słyszę, że Miśkowiak stawia Stali warunki, to ja powiem, że ten sport upadł na głowę. Ja bym go do speedrowera nie wziął, a tu kluby się o niego zabijają. Był kiedyś taki dyrektor Antoni Galiński, który rugał zawodników, co zdobyli 1 punkt. Mówił im: ja też bym jeden punkt zdobył, a jakbym nie zdobył, to bym kupił. Dostają miliony za nic. Były prezes ostro o sytuacji w żużlu Stal wcale jednak nie musi się licytować o Miśkowiaka. Jak są długi, to wręcz powinna go odpuścić, żeby sobie wyczyścić finanse. - Jak słyszę, że Miśkowiak ma dostać bańkę za podpis, to wiem, że w całym żużlu poszło to w złym kierunku. Zawodnicy dostają miliony przed sezonem za nic. Ja miałem dawno temu takiego Węgra Antala Kocso, który na mecze przyjeżdżał z żoną. Miał kombi i tym kombi przewoził motor. Żona była mechanikiem. Jak zdobywał 10 punktów, to płaciłem mu jako prezes 2,5 tysiąca marek. To będzie około 1,2 tysiąca euro. Mało. - Mało, bo teraz żużlowcy, to milionerzy. I nawet nie żużlowcy, ale przedsiębiorcy żużlowi, jak Zmarzlik. Wokół nich są całe grupy, które z tego żyją. Myślałem, że takie rzeczy tylko w piłce, ale okazuje się, że w żużlu też. "Sadowskiego atakuje grupa związana z dawną ekipą" Prezes Sadowski najwyraźniej nie poradził sobie ze skomplikowaną materią. - On ma rosnącą grupę przeciwników, która krzyczy: klub to my, a nie Waldek i jego psy. To jest oczywiście robota sterowana przez dawną ekipę, ale informacje o kłopotach finansowych zdecydowanie nie pomagają. Na dokładkę prezes popełnił błąd, zwalniając teraz trenera Chomskiego. Wizerunkowo nie wyszło to najlepiej. Mógł poczekać. Mam wrażenie, że prezes dał się ponieść emocjom. Trenera zwolnił z dnia na dzień, potem to samo zrobił z Woźniakiem. Nie twierdzę, że nie miał racji, ale to nie wyglądało na plan. - Jak się działa w sporcie, to trzeba mieć grubą skórę i nie można pozwalać sobie na emocje. Trzeba być gotowym na wszystko, także na to, że przyjdzie czyścić milionowe straty. Na ostatni mecz sprzedano trzy tysiące biletów. Pewnie starczyło na sprzątaczki i kasjerki, na nic więcej. Szkoda tylko, że przy tym wszystkim klub milczy. Aż się prosi o zwołanie konferencji i powiedzenie całej prawdy. - Jedno wiem, w Unii Leszno już zacierają ręce, a w Gorzowie modlą się, bo nie wiedzą, czy klub to przetrwa. Mnie osobiście jest przykro, bo prezes Sadowski miał dobre wejście, wyczyścił sprawy poprzednika, wycofał akty oskarżenia przeciwko różnym ludziom. Chciał spokoju. Teraz wychodzi na to, że może jest do tego sportu za grzeczny.