Prawdziwy rollercoaster przeżywają kibice Unii Tarnów w ostatnich dniach. Z klubu dobiegały sygnały, że jest spora szansa na spłatę zadłużenia i start w przyszłorocznym sezonie 2. Metalkas Ekstraligi. W międzyczasie pojawił się komunikat Speedway Ekstraligi mówiący o ogromnym zadłużeniu klubu i problemach z infrastrukturą. Wyjaśniamy, jak sytuacja wygląda na chwilę obecną. Prezes Unii Tarnów walczy o przetrwanie klubu Kamil Góral, prezes miejscowego klubu, jest w ostatnich dniach jedną z najbardziej zajętych osób w mieście. Wszystko przez rozmowy ze sponsorami, którzy mogliby podreparować budżet. Z naszych informacji wynika, że działacz w zasadzie dopiął już wszystkie szczegóły, które pozwolą na spłatę zadłużenia. - Pieniądze lubią ciszą, prezes nie pompuje się w mediach, deklaracje składa dopiero jak ma wszystko na piśmie. Na horyzoncie pojawił się sponsor tytularny, jest zarys składu - potwierdza w rozmowie z Interią Kamil Hynek, dziennikarz doskonale orientujący się w realach żużlowej Unii. Kluczowe miały być zeszłotygodniowe spotkania, które rozpaliły wielkie nadzieje. Do końca października klub powinien wyczyścić wszystkie zaległości względem zawodników. A to nie koniec dobrych informacji. Ze strony władz miasta miała paść deklaracja, że magistrat weźmie na siebie niezbędne prace modernizacyjne związane ze stadionem, które umożliwią Unii zdobycie warunkowej licencji. - Prezes Góral odbudowuje relacje z miastem, prezydent obiecał inwestycje, remont, wszystko, co zostało wypunktowane przez Ekstraligę, aby uzyskać licencję ma zostać spełnione. Prezes naprawił dawne relacje, wrócili partnerzy, którzy byli po obrażani na zabój, pojednał środowisko, wreszcie pojawiło się światełko w tunelu. Nie ma firmy, nie ma mysiej dziury w Tarnowie i okolicy, do której by nie zajrzał za to należy mu się szacunek - mówi nam Hynek. - Kamil został wsadzony na konia, stanął przed wizją zamknięcia klubu, ale podjął się wyzwania wyciągnięcia go z bagna. Jeszcze w zimie tkwił w nim po same pachy, ale powoli czyści buty. Można pokusić się o stwierdzenie, że dokonał cudu - dodaje nasz rozmówca. Unia wstaje z kolan, a oni mogą się smucić Pozytywne informacje z Tarnowa wcale nie oznaczają dobrych humorów w Gnieźnie czy Gdańsku, gdzie po cichu liczono, że to te kluby mogą zająć miejsce Unii na zapleczu PGE Ekstraligi. - Słyszałem, że Gniezno dostało zielone światło na rozmowy z zawodnikami pod kątem Metlkas 2. Ekstraligi zaraz po finale, a z dobrych źródeł wiem, że działacze Startu od kilku tygodni wydzwaniają po kandydatach do zespołu i chwalą się, że na 90 proc. to oni zajmą miejsce Tarnowa - przekonuje Hynek. - Gdyby mierzyć miarą zaległości, to musielibyśmy zamknąć kilka ośrodków. W środowisku od lat mówi się i czyta w ogólnopolskich mediach, że ochoczo zapraszany do ligi klub z Gdańska zmaga się z problemami finansowymi. Jakub Jamróg idzie do trybunału, wynajmuje prawnika i w ten sposób walczy o zaległe pieniądze. Gniezno w tym roku też ma problemy finansowe, ale ich debet na koncie jest lepszy niż Unii. To wygląda jakby byli równi i równiejsi. Wiele wskazuje więc na to, że za chwilę los Unii Tarnów będzie w rękach Speedway Ekstraligi. Jeśli faktycznie klub zrobi to, co deklaruje (wyczyszczenie długów i zajęcie się infrastrukturą stadionu), to w gruncie rzeczy wypełni wszystkie wymogi związane z jazdą w 2. Metalkas Ekstralidze. - Na szczęście negatywna rekomendacja władz ligi to jeszcze nie wyrok i chociaż ten Tarnów staje wielu ludziom ościom w gardle, walka trwa. Nie raz nie dwa władze szły na ustępstwa, poluzowywały obostrzenia, ale Tarnów ma przystawiony pistolet do skroni. Naprawdę, gdy kolejne ośrodki padają, słyszy się o kłopotach finansowych w następnych klubach, nawet bardzo zasłużonych nie róbmy sobie pod górkę, bo za chwilę obudzimy się z płaczem i zgrzytaniem zębów - podsumowuje nasz rozmówca.