Od weekendu wszystkie oczy sportowego świata są zawrócone na Katar. W niedzielę rozpoczął się tam nasączony petrodolarami szejków Mundial. Impreza czterolecia dla fanów piłkarskich nie wyzwala we mnie przesadnych emocji. Gęsia skórka i dreszczyk przejdzie dopiero, kiedy na stadion w Dausze wyjdą biało-czerwoni. Ale bez zbędnego czarowania, na Dalekim Wschodzie nie czuć atmosfery wielkiego święta. Wszystko jest jakieś sztuczne, na siłę i pełne absurdów. Choć za nami dopiero kilka meczów, a do gry nie weszła jeszcze reprezentacja Polski, impreza bardziej przypomina piknik, tylko, że bez możliwości zakupu piwa. W tle afera z tęczowymi kapitańskimi opaskami, kibice-przebierańcy, łamanie praw człowieka. Brak ambicji Szczęsnego, bzdury Infantino Generalnie futbol jest gdzieś na drugim planie, na doczepkę. I jeszcze w gratisie szef FIFA - Gianni Infatnino, co rusz gadający kocopoły. Naprawdę niech temu człowiekowi ktoś wreszcie zaknebluje usta, bo z każdym słowem co raz bardziej się pogrąża i ośmiesza. Przed meczem kadry Michniewicza z Meksykiem jestem optymistą. Gdybym nie był, nie miałbym po co włączać telewizora. Nie boję się o przygotowanie fizyczne naszych Orłów, że będziemy po dwudziestu minutach oddychać rękawami. Wbrew przewidywaniom żar nie poleje się z nieba, warunki będą w miarę optymalne. Może być parno, ale Polacy grają w klubach gdzie ta temperatura często w środku lata oscyluje w okolicach trzydziestu stopni. Włochy, Hiszpania, Grecja, tam zawodnicy nie wychodzą w na murawę w rękawiczkach. Wierzę, że po Meksyku nie powiemy, iż czekają nas jeszcze dwa mecze: o wszystko i o honor, a potem tradycyjnie zaśpiewamy na lotnisku: Polacy nic się nie stało. Chociaż to, co palnął na konferencji prasowej nasz podstawowy bramkarz - Wojciech Szczęsny nieco mnie zmroziło. Jak profesjonalista, zawodnik z topu, kadrowicz może mówić, że za jakieś spotkanie z góry dopisuje zero punktów, wywiesza białą flagę i twierdzi, że nie ma szans na zwycięstwo. To może z Argentyną w ogóle nie wychodźmy na boisko, zostańmy w hotelu i zaoszczędźmy sobie nerwów. Nie dziwię się, że po wypowiedzi naszego podstawowego bramkarza rozpętała się w mediach mała burza, bo to jaskrawy przejaw braku ambicji. Na miejscy selekcjonera dałbym Wojtkowi za to niefortunne wystąpienie ostro po uszach. Dania "czarnym koniem" Michniewicz znany jest z ultra defensywnej taktyki i najpierw dba o zabezpieczenie tyłów. Ja chciałbym we wtorek wieczorem zobaczyć Polskę walczącą, zostawiającą serce na placu. My nie gramy olśniewającego futbolu, nie jesteśmy wirtuozami i nasza gra opiera się głównie na rozbijaniu zapędów przeciwnika, z tego czerpiemy energię. Jeśli nie damy z wątroby, nie wybiegamy sobie meczu, to nie pomoże nam nawet klasyczna "laga" na Roberta. My musimy cierpieć i kiedy nadarzy się dogodna wykorzystać pół szansy. Liczę, że plamy nie da kręgosłup: Szczęsny, Glik, Zieliński i Lewandowski. Do mistrzostwa świata typuję obrońców tytułu Francuzów. Wysoko wyceniam akcje innej europejskiej potęgi - Hiszpanii. Brazylia zawsze jest kandydatem do złota. Na czarnego konia typuję Holendrów lub Duńczyków. Ah, gdyby tak żużlowcy jechali z Meksykiem, to o wynik końcowy byłbym spokojny. Czytaj także: Dali mu nieźle popalić. Teraz muszą go zatrzymać