Kamil Hynek, Interia: Grigorij Łaguta udzielił skandalicznego wywiadu Tygodnikowi Żużlowemu. Rosjanin przemówił językiem Kremla. To nie jego pierwsze takie wynurzenie. Facet na każdym kroku się pogrąża i dla jego dobra chyba lepiej, żeby mu ktoś wreszcie zakneblował usta albo zwrócił uwagę, człowieku, nie zabieraj głosu. Marcin Kraszewski, były menedżer Wiktora Kułakowa: Grisza swoimi wypowiedziami na temat obecnej sytuacji robi wielką krzywdę pozostałym zawodnikom rosyjskim, ponieważ społeczeństwo uzna, iż wielu z nich ma podobną opinię, a ja jestem pewien, że jego słów nie popiera żaden z pozostałych żużlowców ścigających się w naszych ligach. Jednak znając starszego Łagutę, to pewnie się śmieje z tego i jest szczęśliwy, że może reszcie zrobić pod górkę . Rozmowy z Grigorijem i nie tylko odbijały się szerokim echem w rosyjskiej przestrzeni publicznej. Ci, którzy poprą inwazję Rosjan są wręcz ubóstwiani. - W ich mediach społecznościowych, takim rosyjskim odpowiedniku Facebooka są grupy dyskusyjne dotyczące różnych dyscyplin. Przeglądałem żużlowe wątki i tam nie ma żadnej skruchy, przejęcia wojną. Oni się nią nie przejmują, uważają, że nie są winni tej agresji. Bez przerwy wyjeżdżają z absurdalnymi argumentami o zemście zachodu. Rosja wjechała na Ukrainę z akcją ratunkową za to, że miejscowi gnębili ludzi w Donbasie. Czyli wypisz-wymaluj, to plecie Łaguta. - Coś w tym stylu. Szybko wypisał się pan z tej dyskusji? - Próbowałem znajomym Rosjanom, których od dawna mam zaproszonych, w sposób bardzo "zjadliwy" przemówić do rozsądku. Chciałem im przedstawić, że w Ukrainie każdego dnia dochodzi do tragedii i giną niewinni ludzie. Napisałem, że wojna to zło i, że zawsze cierpią dwie strony. I jaki był odzew? - Zmieszano mnie z błotem, zwyzywano od najgorszych, od steku epitetów wystrzelonych w moim kierunku włos się jeży na głowie. Gdybym coś zacytował, musiałby pan wszystko "wygwiazdkować". Podróżował pan po Rosji z Wiktorem, zna pan mentalność tego narodu. - Nie nazwałbym tego mentalnością. Pamiętajmy o tym, że w ich książkach, czy podręcznikach do historii, z których się uczą, II Wojna Światowa rozpoczęła się nie w 1939 roku, ale w 1941 i była tzw. wojną ojczyźnianą. I o ile ci chłopcy, którzy mieszkają w naszym kraju, rozmawiają po Polsku, mogą sobie coś przeczytać w internecie widzą, że skoro cały świat te karty historii ma inaczej zapisane, to chyba jest coś nie tak u nich. Religia prawosławna nie pozwala krytykować swoich przełożonych. Tak są po prostu wychowani. Nie dopuszczają innych informacji niż te, które są ogólnodostępne, czyli pod kontrolą Kremla. Wszystkie niezależne i niewygodne są duszone w zarodku, natychmiast likwidowane. Oni działają jak ślepo zaprogramowane roboty? - Znaczna część społeczeństwa ma klapki na oczach. Ich nie stać, żeby podróżować po świecie i czerpać z życia całymi garściami. Zobaczyć jak wygląda prawdziwy dobrobyt. W Rosji tak naprawdę bogate są dwa miasta: Moskwa i Petersburg. Tam jest przepych, ludzie pławią się w luksusie. Ale w reszcie miast bieda aż piszczy. To jak dwa alternatywne światy, zupełnie nie pasujące do siebie połówki jabłka. Oligarchowie się nie przeciwstawią, mają zbyt dużo do stracenia. - To ludzie powiązani ze środowiskami popierającymi urzędującą władzę. Prowadzą biznesy na zachodzie i nie wejdą w drogę Putinowi. Zwykli zjadacze chleba? - Oni nie mają innego źródła informacji niż te sprzyjające Kremlowi. Ciężko ich nawet winić, że mają tak wyprane mózgi, skoro od urodzenia, na każdym kroku są karmieni propagandą. Oni to wychowanie wyssali z mlekiem matki, a później tak wpajane wartości przechodzą z pokolenia na pokolenie. To jest straszne. - Parę lat temu byłem na spotkaniu towarzyskim ze starszym Rosjaninem. Miał koło sześćdziesiątki. Zaczął swoje wywody, jak to kiedyś Rosja była potęgą, dopóki największy zdrajca Gorbaczow jej nie rozsprzedał na lewo i prawo. No, a teraz Putin z mozołem próbuje odbudować dawne imperium. Pewnie nieźle panu nawrzucał - Tak się wpienił, że o mały włos nie skoczył mi do gardła. Co go tak rozjuszyło? - Pokazałem mu mapę i atlas historyczny, odparłem, dlaczego mamy walczyć na śmierć i życie o to co było kiedyś. Polska nie tak dawno też zajmowała ziemie od morza do morza. Miała Lwów, Wilno i teraz mamy te miasta odbijać? Oburzył się. Pytał gdzie te książki spreparowałem i skąd je wytrzasnąłem. Doszedł pan do wniosku, że to jak walenie grochem o ścianę. - Dlatego dałem sobie na wstrzymanie. Nie chciałem tego ognia podsycać, bo widziałem, że gość się potwornie zirytował. Krzyczał, że próbuję mu wbijać narrację zachodu, a tak naprawdę, to USA zapragnęło zająć ich terytorium i oni muszą się bronić, a Putin jak ten mąż stanu stoi na czele państwa, które te ataki odpiera. Obłęd. Ale rozumiem, że piłeczki już pan nie odbijał. Ukrzyżowano pana na miejscu. - Poleciały ciężkie obelgi, ugiąłem się pod ilością jadu i hejtu więc poddałem się. Próbowałem im tylko udowodnić, że nie opowiadam bajek. Z dziesięć-piętnaście procent komentarzy było znośnych, ale reszta brutalna. To może dziwnie zabrzmi, bo jesteśmy świeżo po wywiadzie Grigorija dla TŻ, ale czy powinniśmy spróbować zrozumieć rosyjskich zawodników? Oni oberwali, bo od razu nie odwrócili się od Putina, a to próbowała wymóc opinia publiczna. - Zawodnicy znaleźli się pod ścianą i to jest bezsporne. Jego brat Artiom nawrzucał Putinowi, udostępnił rozmowę w swoich rosyjskich profilach. Podpisałem się pod nią, poparłem go, ale za chwilę wyłonili się wyznawcy putinowskiej wiary. Zaczęli besztać Artioma, wypisywali, że nie mu już po co do Rosji wracać, kazali mu spalić paszport. To były groźby, które zahaczały pod paragrafy. Współczuł mu pan? - Tak, bo to było straszne. Nawet trener z Władywostoku urządził sobie z Artioma mięso armatnie. My tego do końca nie rozumiemy, ale wystarczy, że taki Tarasienko, Sjafutdinow, odrobinę się wychylą, narażają się na kupę problemów. W Rosji niedawno zmieniono prawo. Za krytykę władz groziło "tylko" osiem lat, a teraz tę karę podniesiono do piętnastu. Może dojść do takiej sytuacji, że Artiom wybierze się w odwiedziny do rodziny, przekroczy granicę i zgarną go do więzienia? - Jasne, że tak. Myślę, że on teraz nie odważy się pojechać do Rosji, a trzeba mieć na uwadze, że tam zostały ich rodziny. Nie chcą oficjalnie puścić pary z ust, bo się boją? - Dyskutując z nimi wielokrotnie na stopie prywatnej, oni swoje zdanie mają wyrobione. To nie są głupie chłopaki, ale głową muru nie przebijesz. Zaryzykowałby pan życie swoje, czy rodziny za to, że powie pan w mediach Putinowi, że jest taki i owaki? Rosjanie są sprytni, oni zaraz to przedrukują. Mówił o tym u was Gleb Czugunow. On jasno wyraził sprzeciw Putinowi, a potem zaraz dodał, że liczy się z konsekwencjami, jak tylko publikacja zostanie przetłumaczona w Rosji. Zaraz mi pan powie, że to duży akt odwagi. - On jeszcze dobrze nie odłożył telefonu, a już stąpał po cienkim lodzie. Ludzie chcieli, żeby zniknął im z oczu. Gleb się nie patyczkował, swoim ostrym językiem mógł zaszkodzić rodzinie. To jest nieobliczalny kraj, jakiś cytat dotrze do decydentów, oni "zaopiekują" się rodziną i nie będzie zmiłuj. Wielki szacunek dla Artioma i Gleba, że wywalili prawdę na stół. Wadim Tarasienko powiedział dla WP, że on i jego znajomi nie głosowali na Putina, ale to i tak nie ma znaczenia, bo wybory są fałszowane i nie pomoże nawet osiemdziesiąt procent kartek wrzuconych do urny na opozycję. Z tego wywiadu zapamiętam jednak smutną twarz Wadima, wyraźnie skołowanego całym zamieszaniem. - Staram się być obiektywny bez żadnej nagonki na kogokolwiek. To nie oni wysyłają na front nieświadomych nastolatków. Takie rzeczy w XXI wieku są niedopuszczalne i należy je piętnować, ale zachować też umiar w podejściu do tych zawodników. Co ma pan na myśli? - Jak czasami słucham tych wywiadów na żywo i naciska się na zawodników, żeby jednoznacznie nawtykali Putinowi, to krew się we mnie gotuje. Nikomu źle nie życzę, ale gdyby pan redaktor znalazł się między młotem, a kowadłem i dostał pytanie, w którym za niemile widzianą odpowiedź mogą wpakować go do więzienia na piętnaście lat, to pewnie wybrałby siedzenie cicho jak mysz pod miotłą. Nie sądzę, żeby chciał, aby ktoś nękał mu rodzinę. Szczerze? Ja sam nie mam zielonego pojęcia jakbym się zachował. Nam się fajnie ocenia z perspektywy ciepłego studia telewizyjnego, kiedy możemy mieć własne zdanie i nikt nas za nie ukamieniuje. Ciągnięcie za język dało efekt odwrotny od zamierzonego? - Nawiązaliśmy do tej rozmowy z Wadimem. To już wchodziło powoli na poziom żenady. "Wadim, a potępisz Putina, czy nie potępisz". Jak katarynka. Ludzie... on się tam urodził, musiałby się wyrzec rodziny, a na pewno chciałby jeszcze pojechać do ojca, matki. Umrze rodzic, bo takie są niestety smutne koleje losów i co wtedy? Nie będzie uczestniczył w pogrzebie, bo będzie bał się wkroczyć na terytorium ojczyzny? Wykażmy trochę empatii i umiaru. Na Łużnikach w Moskwie, w trakcie, jak to zgrabnie określił Jacek Frątczak wiecu rosyjskiej swastyki mogliśmy utwierdzić się w przekonaniu, że Rosja to stan umysłu. Śpiewy, oddawanie czci Putinowi, normalnie biesiada na całego. - Tylko, że my się wkurzamy, skóra nam cierpnie, a i tak nigdy tego w pełni nie zrozumiemy. To jest Matrix. Kiedyś na meczu ligowym w Rosji był niekorzystny wynik dla gospodarzy. Sędzia po zakończonym biegu zarządził powtórkę bez żadnej przyczyny. Zapytałem, dlaczego? Jeden z trenerów wzruszył ramionami i wydusił: Witamy w Rosji, tu wszystkie chwyty dozwolone. A w trakcie zawodów, przy okazji jakiś spotkań towarzyskich poruszaliście z Rosjanami temat polityki? - Raczej ich unikaliśmy. Rosjanie jak każda nacja ma różne poglądy. Ci, którzy przesiadują w Polsce od lat, wyrobili już sobie zdanie, wiedzą jak się egzystuje w cywilizowanej Europie. Przyjechali tutaj nie tylko po to, żeby zarabiać pieniądze, podnieść standard życia najbliższych, ale i doświadczać lepszego świata, gdzie dominuje wolność słowa i nie jest nikomu nic narzucane z góry. Nie oszukujmy się, ich w jednym momencie, jak za pstryknięciem palców, nie do końca z własnej winy pozbawiono prawa do pracy. Jest jeszcze kadłubowa liga rosyjska. Tam wyklęci u nas mogą sobie startować do woli. - Pod warunkiem, że nie wyprowadzili ciosów w Putina. W Rosji ostały się trzy, no może od biedy cztery kluby: Władywostok, Bałakowo, Togliatti i Oktriabsk. One nie są w ogóle znane, poza lokalizacjami, gdzie uprawiana jest dyscyplina. Wyściubisz nos kilkadziesiąt kilometrów za miasto i dla ludzi żużel, to już czarna magia. A my sobie naiwnie myślimy, że jak wyrzucimy Rosjan z polskich lig, to będziemy wywierać presję na rządzących. Prosty przykład, który znam z autopsji. Wszyscy widzieliśmy jak w przypadku zawodów międzynarodowych federacja interesowała się reprezentacją. Mistrzami świata. - Ci chłopcy podróżowali za turnieje za własne pieniądze. Koszty dojazdów, mechaników, sprzętu, wszystko spadało na ich barki. A może faktycznie brakowało jasnego stanowiska wszystkich Rosjan, żeby się skrzyknęli i dali choćby delikatny wyraz swojego niezadowolenia wobec agresora. Wyszło, że każdy sobie rzepkę skrobał, a niektórzy nawet dolewali oliwy do ognia. - Środowisko jest jakie jest. To grupa indywidualistów i oni też wydarzenia na Ukrainie przeżywają. Nie jest im przyjemnie wyjść po bułki do sklepu, ludzie patrzą na nich z obrzydzeniem, jakby sami rozpętali tę wojnę. Chociaż rzeczywiście mogli jednak inaczej to rozegrać. To znaczy? - Uważam, że dobrym rozwiązaniem i wyjściem z twarzą z tego patu byłoby przekazanie części z uzyskanych przychodów w całym sezonie, strzelam 10-15 procent na rzecz ofiar wojny w Ukrainie. Między wierszami, ten gest mógłby być odebrany w Rosji jako przeciwstawienie się władzy. Ciekawy pomysł. Możliwe, że PZM miałby twardszy orzech do zgryzienia. - Pozwoliłby, to tym chłopakom normalnie funkcjonować i startować w rozgrywkach. Bez żadnych hymnów, barw narodowych, żeby nie padały zaraz zarzuty, że ktoś w Polsce słucha Mazurka Dąbrowskiego podczas gdy najwyższym podium stoi Rosjanin z naszą licencją. To byłby nietaktowne. Oczywiście, o ile sami by wykazali taką inicjatywę, bo niektórzy są bardzo wyczuleni na krytykę. Czy poradziliby sobie z presją trybun? - Oj, krzyki, salwy gwizdów, to byłby ich chleb powszedni. Ale wracając do meritum, można by stworzyć fundusz przy PZM. Zawieszono gwiazdy, absolutny światowy top więc zgromadziłyby się niemałe środki, które w drobnym stopniu mogłyby się przyczynić do odbudowy Ukrainy. Chociaż w pewnym sensie byłaby to dla nich forma kary, wydaje mi się, że Rosjanie przystaliby na to bez chwili zawahania. Podobno pana przodkowie pochodzą z Ukrainy. - Tak, posiadam korzenie ukraińskie. Kiedyś to były tereny polskie, znaczna część rodziny została wymordowana przez banderowców. Dlatego, to co wyprawia się za naszą wschodnią granicą uderza mnie podwójnie. Obrazki, które serwują nam codziennie za pośrednictwem telewizji są wstrząsające, ale staram się też zrozumieć drugą stronę.