20-letni obecnie Tymoteusz Picz w tej chwili szkoli się na tatuażystę. Projektuje, przygotowuje wzory tatuaży dla innych. Ta pasja zaczęła się od tego, że sam ozdobił swoje ciało w podobny sposób. Wówczas przekonał się, że żużel wcale nie musi być dla niego jedynym sposobem na życie. - Zjechałem z toru tak naprawdę już dwa lata temu. Wielkim talentem nie byłem, nawet nie nazwałbym się zawodnikiem dobrym. W klubie byłem trochę niepotrzebny, a mechanik mnie oszukał. Odszedł tak po prostu w trakcie sezonu. Do tego kontuzje non stop. Wracałem i znów się łamałem - wspomina. Żużlowiec został tatuażystą Gdy były zawodnik Unii Leszno zrobił sobie pierwszy tatuaż, bardzo mu się to spodobało. Do tego stopnia, że postanowił zająć się tym zawodowo. - Na razie się uczę. Projektuję i przygotowuję wzory tatuaży. Z żużlem w formie zawodniczej skończyłem definitywnie. Nie wykluczam powrotu w innej roli kiedyś, ale na pewno nie jako zawodnik. Decyzja podjęta przez żużlowca, który jeszcze przez dwa sezony byłby młodzieżowcem, była bardzo dojrzała i świadoma. Wielu jego kolegów przedłuża kariery w nieskończoność, a potem w wieku 25 lat orientuje się, że popełnili błąd. - Gdybym nawet chciał teraz wrócić na tor, to nie ma szans nadgonić kolegów. Za dużo straciłem czasu - kończy Tymoteusz Picz.