Dla tak młodego zawodnika każdy miesiąc startów w lidze jest na wagę złota, a co dopiero cały rok. A obecnie wygląda to tak, że ktoś urodzony np. w grudniu najpierw czeka cały sezon na możliwość zdania licencji 500 cc (podczas gdy rówieśnicy ze stycznia już ją mają), następnie cały rok czeka na debiut w lidze, a potem nie może jechać jako junior, choć 22 lata kończy długo po sezonie. Ta sytuacja jest tematem odwiecznej dyskusji i tak naprawdę nie widać sensownego rozwiązania. Paweł Parys jest trenerem młodzieży w klubie z Wawrowa, gdzie zaczynał choćby Bartosz Zmarzlik. Ostatnio w rozmowie z mediami Stali Gorzów wypowiedział się właśnie na temat zmiany wieku juniora. Zwrócił on uwagę na to, że może warto byłoby rozważyć liczenie tego od daty urodzin do daty urodzin. Jako minus wskazał chaos, który mógłby od tego powstać. Klub na przykład w czerwcu mógłby stracić juniora. Ale z drugiej strony przecież byłby na to przygotowany. To też jest problemem. Perełki czekają na urodziny Jest jeszcze jeden kontrowersyjny aspekt dotyczący wieku juniorskiego. Wiele razy widzieliśmy już sytuację, w której ktoś 15-letni urodziny np. jesienią, od początku sezonu ogrywał starszych kolegów w turniejach młodzieżowych. Świadczyło to o tym, że był już gotowy na spróbowanie się w lidze, ale nie pozwalał mu na to wiek, a dokładniej data urodzenia. To było trochę kuriozalne, bo ewidentnie dało się dostrzec, że dany zawodnik spokojnie mógłby już debiutować w lidze. Ciekawą opinię jakiś czas temu wygłosił Wojciech Koerber, dziennikarz żużlowy. Napisał on, że może warto byłoby całkowicie zrezygnować z egzaminu na licencję. Zaproponował, by to trener decydował o tym, kiedy dopuścić jakiegoś chłopaka do jazdy w lidze. Pomysł brzmi bardzo pioniersko, ale wydaje się bardzo rozsądny z logicznego punktu widzenia, zwłaszcza gdy widzimy juniorów po licencji, którzy z trudem pokonują łuki nawet w zawodach przeznaczonych dla młodzieżowców.