Dariusz Ostafiński, Interia: Z jakim planem jechał pan do Gorican? Bartosz Zmarzlik, 3-krotny mistrz świata: Zawsze jadę z takim samym planem i nastawieniem, zaprezentować się jak najlepiej i zgromadzić tyle punktów ile się da. Trzeba pamiętać, że Grand Prix to dziesięć rund, więc trzeba konsekwentnie zdobywać punkty podczas każdej z nich. Zmarzlik: Nie chcę szukać wymówek Czy to, co stało się w pierwszym meczu w Lublinie, jakoś pomieszało panu szyki, narobiło zamieszania w głowie? Czy pojawiła się jakaś nutka niepewności, bo jednak nie udało się znaleźć dobrych regulacji na domowy tor? Tak naprawdę to przed meczem z Wrocławiem odjechaliśmy jeden trening. Klub dał z siebie dwieście procent, żeby w ogóle to spotkanie doszło do skutku. Oczywiście, tor był równy dla wszystkich, ale bardzo ciężko się wyprzedzało. Brakowało mi prędkości, o czym świadczy, że odpaliliśmy z ekipą trzeci motocykl. Nawet nie pamiętam kiedy ostatni raz mi się to zdarzyło. Nie chcę szukać wymówek, powinienem zdecydowanie szybciej znaleźć odpowiednie ustawienia, ale tego dnia nic mi nie wychodziło. Dobrze, że następnego dnia miałem okazję do szybkiego resetu i powrotu na zwycięską ścieżkę. To z pewnością mocno mnie podbudowało. A co do toru w Lublinie, muszę trochę potrenować, poznać go i mocno liczę na to, że w kolejnym meczu będzie już zdecydowanie lepiej. A co pan sobie pomyślał, kiedy stało się jasno, że w finale w Gorican będzie pan jechał z pierwszego, najgorszego pola? Czy ja wiem, czy z najgorszego? Jechałem wcześniej z niego w półfinale i całkiem nieźle mi poszło. Oczywiście, Jason Doyle miał zdecydowanie łatwiej spod płotu, ale jak widzieliśmy, nawierzchnia była dość ciężka i udało mi się wykorzystać jego błąd. Nastawiłem się mocno na start i to przyniosło skutek. Przy okazji chcę podkreślić po raz kolejny kapitalną robotę całego teamu, bo bez nich byłoby dużo ciężej. Zmarzlik: Cieszyłem się, jakby to była moja pierwsza wygrana Czy ta pierwsza wygrana rodziła się w bólach? Po drodze była taśma. Czy pojawiła się po niej jakaś nerwowość? W Grand Prix nie ma zawodów, które przejedzie się na luzie i bez problemów. Tu jeżdżą najlepsi żużlowcy na świecie i każdy chce być pierwszy. To, że raz przyjedziesz ostatni, nie zmienia faktu, że za chwilę nie możesz być pierwszy. Z tą taśmą to faktycznie historyczna chwila, bo chyba pierwszy raz w karierze coś takiego mi się zdarzyło. Pojawiła się nerwowość, bo straciłem jeden bieg, dzięki któremu mogłem zdobyć więcej informacji o torze, ale ogólnie rzecz biorąc, staramy się zawsze zachowywać spokój i jak widać, opłaciło się. Takie zwycięstwo, jak to w Gorican, w ekstremalnych warunkach, buduje zawodnika, dodaje mu pewności siebie? Zdecydowanie, po przejechaniu mety cieszyłem się, jakby to była moja pierwsza wygrana. Takie historie mnie napędzają, powodują, że adrenalina, emocje wybuchają. Każde zwycięstwo w cyklu Grand Prix raduje niesamowicie, bo to jedno z największych osiągnięć, jakie może być w trakcie kariery sportowca. Przy okazji chciałem też podziękować Jasonowi za postawę fair play w wielkim finale, kiedy to szybko pozbierał się z toru po upadku na pierwszym łuku. Zmarzlik dziękuje trenerowi Chomskiemu za miłe słowa Trener Stanisław Chomski powiedział mi, że jak w Warszawie będzie pan w trójce, to po raz czwarty zostanie mistrzem świata. Co pan o tym sądzi? Ma trener rację? Do Warszawy jeszcze trochę czasu zostało i nie chcę gdybać, co będzie. Dziękuję trenerowi Staszkowi za miłe słowa, jednak ja skupiam się na każdym kolejnym biegu. Na Warszawie świat się nie kończy. Na pewno chciałbym w końcu stanąć na podium w Warszawie, ale nie ma się co niepotrzebnie napinać. W zeszłym roku też już byłem w ogródku, ale przedobrzyłem i momentalnie zabawa się skończyła. Pełen spokój i walczymy o każdy kolejny dobry bieg. To jeszcze raz zacytuję trenera Chomskiego, który mówi, że Gorican pokazało, że rywale są lata świetlne za Zmarzlikiem. Też tak to pan czuje? Nie lubię takich określeń. Każdy stara się z całych sił, aby być jak najwyżej, zaprezentować się jak najlepiej. Akurat w Gorican ja zwyciężyłem, ale w cyklu jeździ 15 stałych uczestników i każdy chce wygrywać. Dzisiejszy żużel jest bardzo wyrównany i czasami naprawdę detale decydują o tym, czy będziesz pierwszy, czy przyjedziesz 30 metrów z tyłu. To jest też piękne w tym sporcie. Zmarzlik tylko wtedy ogląda się na rywali A pan w ogóle ogląda się na rywali? Czy skupia się na sobie? Przede wszystkim trzeba patrzeć na siebie i robić wszystko, żeby kolejny bieg poszedł po mojej myśli. Zależy, co ma pan na myśli, mówiąc, czy oglądam się na rywali. Jak jadą za mną, to się oglądam (śmiech). Tuner Ryszard Kowalski chwali się twoją wygraną, ale kibice piszą, że Bartek wygrałby na czymkolwiek. Faktycznie, wygrałby pan na czymkolwiek? A może to jednak tak, że liczy się pan umiejętność czucia sprzętu i to, że potrafi pan z tych silników pana Ryszarda wycisnąć to, co w nich najlepsze? Silniki w dzisiejszym żużlu są bardzo ważne. Wielkie podziękowania dla pana Rysia i Daniela za naprawdę świetny sprzęt. Od lat jeżdżę na jego silnikach i na razie nie mam w planach niczego zmieniać. Po co zmieniać coś, co działa dobrze i mi pasuje? Wiadomo, że silniki są istotne, ale samemu też trzeba się dobrze czuć na motocyklu, żeby wykrzesać z niego jak najwięcej. To są naczynia połączone. Czy pan już jest w tej takiej swojej topowej formie? Czy też ciągle szuka lepszych rozwiązań? A jeśli tak, to jaki jest plan na najbliższe dni. Odpocząć! Ostatnie trzy dni dały całemu mojemu teamowi mocno w kość. Ale odpoczywać też musimy szybko, bo już we wtorek jedziemy mecz w Szwecji, w środę w Rybniku mecz reprezentacji, a w weekend kolejne dwie imprezy. Przez słabą pogodę nawarstwiły się teraz te mecze, dlatego musimy szybko się regenerować. Czy jestem w topowej formie? Jeśli chodzi o formę fizyczną, to czuję się bardzo dobrze. Zima była dobrze przepracowana, więc tu nie ma żadnych problemów. A jeśli chodzi o sprzęt, to tu zawsze można coś poprawić. Nawet jak jest pozornie dobrze, to szukam czegoś, aby było jeszcze lepiej.