Bartoszowi Zmarzlikowi zawody w stolicy od początku szły jak po grudzie. W pierwszych trzech swoich startach punktował następująco: 1,2,0. Swoje pierwsze zwycięstwo odniósł w dwóch ostatnich seriach rundy zasadniczej. W ostatniej gonitwie dopiero na samej mecie dopadł Jana Kvecha. Zmarzlik szczery do bólu, "dziś potrafię nad sobą zapanować" Ten bieg pokazał kibicom, że jeszcze nie wszystko stracone. Zmarzlik już w ubiegłym roku potrafił zrobić coś z niczego. Mogło mu iść najgorzej, jak się tylko da, ale on w kluczowych momentach po prostu nie pękał. Dziś jednak zawiódł w gonitwie ostatniej szansy. Dojechał na trzeciej pozycji, a ogólnie sklasyfikowano go dopiero na ósmym miejscu. - Kiedyś pewnie nie przyszedłbym porozmawiać po takim turnieju. Dziś potrafię nad sobą zapanować, bo wiem, że pewnych spraw nie przeskoczę. Bardzo wolno mi się jechało. Robiłem duże błędy jeździeckie. To nie był zupełnie mój dzień - tłumaczył się na antenie Eurosport Extra. Zmarzlik stracił pozycję lidera klasyfikacji generalnej Zmarzlik turniejem w Warszawie stracił pozycję lidera w klasyfikacji generalnej. Polak spadł na drugie miejsce i teraz traci 5 punktów do Brady'ego Kurtza. - Cały czas próbuję ogarnąć sposób punktacji w tej nowej formule. Sezon jest długi i będziemy jeszcze walczyć. Mamy jeszcze sporo rund przed sobą. Atmosfera była świetna, dziękuje kibicom za doping, bo sprawili niesamowite show - dodał. Przed 30-latkiem intensywny okres. Już w czerwcu będziemy za półmetkiem kalendarza mistrzostw świata. Najpierw będzie czeska Praga, a potem dwudniowy turniej w brytyjskim Manchesterze. Szósta runda to będzie już gratka dla Zmarzlika. To wtedy odbędzie się turniej na torze, gdzie się wychował, czyli w Gorzowie Wielkopolskim.