To cud, że mecz w ostatnią niedzielę w Gorzowie się odbył. Dzień wcześniej przez miasto przeszły ogromne burze. Tor leżał przykryty wodą. Gospodarze nie wyłożyli plandeki na tor i postąpili słusznie, bo już w tym roku były z nią problemy, gdy przeciekała na łączeniach. Czy gdyby wyłożono plandekę, zawody doszłyby do skutku? - Nie. Myślę, że nie. Byłyby jeszcze większe place. Bez plandeki na torze woda rozprowadziła się równomiernie, ale to tylko moje zdanie - powiedział Bartosz Zmarzlik w rozmowie z portalem gorzow.naszemiasto.pl. Tor się rozwarstwił, ale Stanisław Chomski zdziałał cuda Co prawda mecz ebut.pl Stali Gorzów z Orlen Oil Motorem Lublin nie należał do najciekawszych, bo tor rozwarstwił się już podczas pierwszej serii startów, co przełożyło się na małą liczbę mijanek, ale później do gry weszła ekipa Stanisława Chomskiego. Gospodarze na tyle potrafili okiełznać nawierzchnię, ze zawody można było w miarę bezpiecznie odjechać. - Tor nie należał do najprzyjemniejszych. Nie można było czuć się komfortowo, bo nie wiedziałeś, kiedy motocykl może cię zaskoczyć. Broń Boże, nie narzekam na to. On i tak był mega dobrze przygotowany, bo widziałem jakie oberwanie chmury było dzień wcześniej. Do niczego zatem nie można się doczepić. Zaczął się samoczynnie otwierać. Ręka trenera Chomskiego i przelanie na pewnym etapie toru spowodowało, że nawierzchnia się związała i jechało się lepiej - tłumaczył Bartosz Zmarzlik, dla którego niedzielny mecz był doskonałą okazją do przypomnienia sobie "kątów" na stadionie im. Edwarda Jancarza przed sobotnią rundą Speedway Grand Prix.