Motor Lublin miał zwycięstwo w Toruniu na tacy, ale skorzystał z okazji. Dość powiedzieć, że zwycięstwo aktualni mistrzowie Polski stracili dosłownie na ostatnich metrach. To wtedy Robert Lambert minął Bartosza Zmarzlika i dał olbrzymie powody do radości dla miejscowych kibiców. Zmarzlik był w Toruniu pogubiony Do takiego widoku chyba nikt nie jest przyzwyczajony. Z reguły jest tak, że to Zmarzlik wyprzedza rywali i daje zwycięstwa swoim drużynom. Tym razem było zupełnie odwrotnie. Motor Lublin miał przed ostatnim wyścigiem dwupunktowe prowadzenie nad Apatorem. Piętnasty wyścig należał jednak do miejscowych, którzy podwójnie pokonali parę Zmarzlik - Lindgren. - Byłem strasznie wolny. Nic więcej nie mogłem zrobić - tłumaczył powody swojej słabszej jazdy mistrz świata. - Zmienialiśmy wszystko, ale brakowało odpowiedniej prędkości. Generalnie nie czułem się komfortowo na motocyklu. Mijaliśmy się z doborem silników i regulacją. Zdobywałem punkty, ale nie tyle, ile bym chciał. Nawet, jeśli wygrałem jakiś wyścig, to i tak nie byłem zadowolony, bo czułem, że to nie jest to - argumentował Bartosz. Co ciekawe, to już nie pierwszy raz, kiedy Zmarzlik ma problem z dopasowaniem się do toru w Lublinie. Choć wspomnienia z Moto Areny ma dobre (to tu m.in. świętował zdobyte mistrzostwa świata), to jednak w meczach ligowych nie zawsze było kolorowo. Tym razem nic się w tej kwestii nie zmieniło. Motor musi radzić sobie bez kontuzjowanego Kubery Inna sprawa, że Motor miał w Toruniu ciężkie zadanie, bo lubelska drużyna cierpi na brak Dominika Kubery. Jeden z liderów drużyny walczy o powrót do zdrowia po kontuzji kręgosłupa, której nabawił się w czasie kwalifikacji do Grand Prix Polski w Warszawie. Okazuje się, że jego brak jest bardzo odczuwalny. - Bez Dominika jest na ciężko. To bardzo ważny zawodnik w naszej drużynie. Czekamy na jego powrót, aczkolwiek najważniejsze jest to, aby dobrze się czuł. Do tego czasu musimy robić wszystko, aby wyciągać z poszczególnych meczów najwięcej, ile się da - stwierdził Zmarzlik.