Bartosz Zmarzlik to prawdziwy dominator sportu żużlowego. Polak w ostatnich latach w zasadzie nie ma sobie równych. Wystarczy spojrzeć w statystyki. Od 2018 roku Polak nie schodzi z podium. We wspomnianym sezonie zdobył srebrny medal. Potem przyszła era jego dominacji. Lata 2019 i 2020 to popis naszego rodaka i dwa mistrzowskie tytuły. Ten sam wyczyn skopiował w sezonach 2022 i 2023. W 2021 roku zaś musiał zadowolić się "jedynie" wicemistrzostwem. Wówczas po pięknej walce pokonał go Artiom Łaguta. W Grand Prix nie ma mocnych na Zmarzlika W środowisku żużlowym wszyscy głośno mówią, że za chwilę Zmarzlik będzie największym w historii tej dyscypliny zawodnikiem. On sam ucieka od takich stwierdzeń, ale z pewnością czyha na rekord Tony'ego Rickardssona, który zdobył sześć tytułów. Polak ma już cztery, a w tym roku będzie walczyć o piąty złoty krążek. Bartosz tak mocno zdominował żużel, że wyczyn legendarnego Szweda może powtórzyć nawet w ciągu dwóch lat. Wszystko dlatego, że Zmarzlik nie ma obecnie realnego rywala w cyklu. Zwracają na to uwagę eksperci, którzy stawiają sprawę jasno. Jeśli Polak nie przechodzi jakiegoś kryzysu, to wygrywa jak chce i gdzie chce. W ostatnich latach miewał kilka gorszych momentów, ale nawet wtedy był w stanie wygrywać pojedyncze turnieje. To nie jest dobra informacja dla jego rywali, bo chcąc go pokonać, trzeba wspiąć się na wyżyny umiejętności i liczyć na przejściowe problemy Bartosza. Państwowa spółka ma straty liczone w miliardach. "To może być koniec" Rosjanie byli batem na Zmarzlika Być może obraz w Grand Prix zmieniłby się, gdyby w cyklu dalej startowali Artiom Łaguta i Emil Sajfutdinow. Ten pierwszy jest ostatnim pogromcą Polaka. We wspomnianym 2021 roku Rosjanin był w nieziemskiej formie. W tamtej dyspozycji z pewnością miałby znów szanse na skopiowanie swojego wyczynu. Sajfutdinow zaś w ostatnim roku był drugim najskuteczniejszym zawodnikiem PGE Ekstraligi. Dreptał Zmarzlikowi po piętach. Gdyby startował w Grand Prix, pewnie biłby się o mistrzostwo świata. Tyle tylko, że na razie na starty obu zawodników w cyklu nie ma co liczyć. Rosjanie są zawieszeni, a im nie pomaga nawet polski paszport. Co prawda mogą startować w PGE Ekstralidze, ale nie będzie zgody FIM-u na ich występy w mistrzostwach. W tej sytuacji obserwować będziemy, czy ktoś z obecnej stawki będzie w stanie rzucić wyzwanie Zmarzlikowi. Kandydaci? Martin Vaculik, brązowy medalista sprzed roku, który cały czas notuje progres. Jest też doświadczony Fredrik Lindgren, choć nie brakuje głosów, że Szwed swój szczyt formy miał już przed rokiem. Jak co roku groźny powinien być Duńczyk Leon Madsen. Zobaczymy też, na co będzie stać młode wilczki z Danielem Bewley'em na czele. Start żużlowego cyklu Grand Prix zaplanowano na 27 kwietnia w chorwackim Gorican. Ekspert nie ma wątpliwości. Gwiazdor wróci do Grand Prix?