Dominik Kubera jeszcze przed drugą serią wczorajszego turnieju w Rzeszowie miał spory apetyt na odebranie Zmarzlikowi tytułu mistrza kraju, ale szybko jasnym stało się, że 27-latek nie da mu na to żadnych szans. Jeszcze w zasadniczej fazie zawodów zapewnił sobie drugi złoty medal z rzędu w zawodach, które przez lata były powszechnie uważane za jego największe przekleństwo. Zmarzlik musiał się odblokować! Zmarzlik szybko ugruntował swoją pozycję w lidze i zawodach międzynarodowych. Swój pierwszy turniej Grand Prix wygrał mając 19 lat, niemal dokładnie dwa lata po swym zakończonym trzecią lokatą debiucie. Fenomenalnych umiejętności nie był jednak w stanie przełożyć na triumfy w Indywidualnych Mistrzostwach Polski. W finałach radził sobie zazwyczaj świetnie, ale często jedna mała wpadka przekreślała jego marzenia. Czapka Kadyrowa trafiała do Janowskiego, Dudka, Pawlickiego, nawet Woźniaka, ale skutecznie omijała głowę kapitana Moje Bermudy Stali. Przełamać złą passę udało mu się dopiero przed rokiem w Lesznie, gdy był już dwukrotnym mistrzem świata. Nad stadionem unosiła się atmosfera ogromnego napięcia, Maciej Janowski opuścił podium jeszcze przed celebracją, a w dyskusjach prowadzonych na trybunach i przed telewizorami najmocniej przebijało się jedno zdanie: "Jak już się odblokował, to teraz poleci". Nie było w tym ani grama przesady. Minął rok, a Zmarzlik znów jest najlepszy. To pierwsza obrona tego tytułu od dwudziestu lat. Wówczas w Toruniu dokonał tego Tomasz Gollob - legenda polskiego speedwaya, mentor Zmarzlika i absolutny dominator historii IMP. Bydgoszczanin przewodzi klasyfikacji medalowej bardzo pewnie - ma w gablocie aż 8 złotych krążków. Zmarzlikowi brakuje do niego jeszcze sześciu triumfów. W tabeli wszech czasów przedzielają ich: Zenon Plech, Andrzej Wyglenda, Janusz Kołodziej i Florian Kapała. Nie należy jednak skreślać szans gorzowianina w tym pościgu za historią. Wciąż jest młody, ma 28 lat, a na jego korzyść przemawia nowy format turnieju. Zastąpienie jednodniowego finału trzyimprezowym cyklem premiuje takich właśnie zawodników jak on - niemuszących liczyć na dobrą dyspozycję dnia, a wyróżniających się pewną, równą i wysoką formą przez cały rok. Strach pomyśleć ile medali miałby dziś Gollob, gdyby na taki pomysł organizatorzy wpadli 30 lat wcześniej.