Partner merytoryczny: Eleven Sports

Zmarzlik przestał być najlepszy. Zgrzyty w teamie polskiego mistrza

Bartosz Zmarzlik został po raz piąty mistrzem świata, ale przestał być najlepszym zawodnikiem PGE Ekstraligi. Lepszy okazał się Artiom Łaguta, który regularnie ucierał nosa Polakowi. A i w Grand Prix, choć końcowy efekt jest znakomity, wesoło nie było. Zmarzlik stracił pewność siebie, a żeby zdobywać punkty musiał często jechać na krawędzi, ryzykować zdrowiem. W teamie mistrza coś przestało grać. Najbardziej do myślenia dają problemy sprzętowe.

Smutek Bartosza Zmarzlika.
Smutek Bartosza Zmarzlika./Paweł Wilczyński/Zdjęcia Paweł Wilczyński

Pomimo złota w Grand Prix oraz zdobycia mistrzostwa ligi z Orlen Oil Motorem Lublin, nie był to rok dominacji Zmarzlika. Po raz pierwszy od 2020 roku nie udało mu się zostać najskuteczniejszym zawodnikiem PGE Ekstraligi. Powstrzymał go Artiom Łaguta, który pokonał go także w tegorocznych bezpośrednich pojedynkach. To jednak nie jest najgorsze.

Spadek formy pod koniec sezonu

Forma wychowanka Stali Gorzów pod koniec sezonu nie mogła imponować. Zmarzlik przechodził stosunkowo długi jak na siebie kryzys - przez trzy kolejne spotkania nie zdołał zdobyć dwucyfrowej liczby punktów. Ostatni raz taka seria miała miejsce u niego 10 lat temu, gdy był jeszcze juniorem.

W tym sezonie mieliśmy również momenty, w których Zmarzlik pokazywał oznaki desperacji, gdy brakowało mu prędkości. Taką sytuację oglądaliśmy podczas 2. Finału IMP w Bydgoszczy. Mistrz świata w półfinale próbował wykonać szaleńczy atak na Szymona Woźniaka, zakładając się na niego od tyłu. Zakończyło się to wykluczeniem i groźnym upadkiem Zmarzlika, który uderzył w bandę. Kolejny niebezpieczny atak wykonał w Zielonej Górze, po którym został wykluczony, a Jarosław Hampel trafił do szpitala z kontuzją łokcia.

Kiedy Szczęsny stanie w bramce Barcelony? Komentatorzy nie mają wątpliwości/Polsat/Polsat

Brakowało mu prędkości

Gorsze momenty Zmarzlika wynikały głównie z jednego powodu - brakowało mu prędkości. Widzieliśmy to także podczas Grand Prix w Toruniu, gdzie omal nie odpadł. Udało mu się jednak dostać do półfinału, w którym zajął drugie miejsce mimo przeciętnej prędkości. W finale, siłą woli, zwyciężył, pokazując charakter mistrza.

Polak musi jednak zastanowić się, co było przyczyną tego, że w kilku kluczowych momentach był po prostu wolniejszy, co w poprzednich latach zdarzało się niezwykle rzadko. W tym roku udało się wygrać cykl Grand Prix, ale w przyszłości może być różnie, jeśli Zmarzlikowi będzie częściej brakować optymalnej prędkości. Tym bardziej może czuć zagrożenie ze strony Roberta Lamberta i Dana Bewleya, którzy wciąż są młodzi i zdobywają coraz więcej doświadczenia.

To kwestia silników?

Był moment, w którym Zmarzlik testował silniki Petera Johnsa, jednak szybko zdecydował się wrócić do jednostek dostarczanych przez Ryszarda Kowalskiego.

Wydaje się, że przyczyną jego problemów może być gorsze dopasowanie. Trudno krytykować silniki polskiego tunera, na których Zmarzlik przez lata był najszybszy. Tym bardziej, że najskuteczniejszym zawodnikiem w PGE Ekstralidze został Łaguta, który również korzysta z jednostek RK Racing. To pokazuje, że mistrza świata czeka sporo pracy przed następnym sezonem, aby odpowiednio dostroić swój sprzęt.

Bartosz Zmarzlik/Paweł Wilczyński/Zdjęcia Paweł Wilczyński
Bartosz Zmarzlik/Jarosław Pabijan/Flipper Jarosław Pabijan
Bartosz Zmarzlik przed rundą Grand Prix./Paweł Wilczyński/Zdjęcia Paweł Wilczyński
INTERIA.PL

Zobacz także

Sportowym okiem