Bartosz Zmarzlik już od dłuższego czasu męczył się na swoich motocyklach. Tak źle jak w ostatnim czasie jeszcze nie było. Najpierw przegrał polskiej reprezentacji Speedway of Nations, następnie stracił indywidualne mistrzostwo Polski, a teraz po pięciu latach odpadł z turnieju Grand Prix już po rundzie zasadniczej. Zmarzlik spróbował silników Johnsa, tak skomentował relację z Kowalskim Nie to jednak rozgrzało kibiców w ten weekend najbardziej. Zmarzlik postanowił wykonać eksperyment i spróbować silników Petera Johnsa. Używał ich podczas kwalifikacji przed rundą w Cardiff oraz w swojej pierwszej gonitwie w sobotnich zawodach. Na sprzęcie Brytyjczyka przyjechał do mety na ostatnim miejscu i błyskawicznie odstawił tę jednostkę. Turniej kontynuował na dobrze sobieznanych silnikach Ryszarda Kowalskiego, lecz to i tak nic nie zmieniło. Zdobył siedem punktów i zajął dziesiąte miejsce w Cardiff. Aktualizacja, 22:28:Po zawodach porozmawialiśmy w Cardiff z Bartoszem Zmarzlikiem. Mateusz Wróblewski, INTERIA: Przeważnie gratulujemy ci udanych występów w rundach Grand Prix. Po rundzie w Cardiff nie możemy tego zrobić. Co się stało, co jest do poprawy?Bartosz Zmarzlik: - To zdecydowanie nie był mój wieczór. Mam sporo do poprawy. Już w zeszłym roku męczyłem się w Cardiff, bo ledwo wszedłem do półfinału. Wówczas udało się wyciągnąć wynik, w tym roku niestety nie. Mam sporo wniosków do wyciągnięcia. Na pewno nigdy się nie poddam. Biorę się mocno do pracy i będę robić wszystko, by wrócić do optymalnej formy.Podkreślałeś, że wcześniejsze dobre wyniki wyciągałeś maksymalnie sobą, umiejętnościami, a nie motocyklem. Teraz nawet wielkie umiejętności nie pomogły.- Na taki trafiliśmy tor, bo jazda w Cardiff powoduje brak czasu na torze na wyciągnięcie wyniku sobą. Wiemy, że próbowałeś też nowych silników od Petera Johnsa, ale także te ze stajni Ryszarda Kowalskiego pozostają warsztacie i także w użyciu. Jak ta kwestia wygląda od kuchni?- Startowałem na obu. Wnioski są takie, że to były źle ustawiane motocykle i to wszystko źle się poukładało. Czasem trzeba je ustawić tak, żeby poczuć, co się ma żeby znaleźć punkt zaczepienia. Sprzęt jest z najwyższej półki, więc należy je dobrze ustawić i wszystko wróci do normy. Będziemy nad tym pracować.Pamiętasz kiedy po raz ostatni zabrakło cię w półfinale? Minęło od tego czasu 5 lat.- Oj to było dawno, nie pamiętam tego. Słabszy wynik w Cardiff praktycznie nie przykrywa całego sezonu. Wcześniej wypracowałeś ogromną przewagę w klasyfikacji generalnej. W teamie pozostaje spokój czy wdała się nerwowość?- Prawda, robimy jednak wszystko, by powiększać przewagę. Nie chcemy, by ona w ogóle malała, nie po to się startuje.Dwa największe wydarzenia żużlowe w kalendarzu to Cardiff i Warszawa. Jak mógłbyś je porównać. W Polsce stadion jest pełny, w Cardiff świeciło pustkami.- Chciałem się właśnie do tego odnieść. W Warszawie i w tym roku i w poprzednich latach to coś pięknego, niesamowity widok i turniej, przynajmniej dla mnie. Cardiff także na mnie robiło wrażenie jak tylko tu przyjechałem w 2016 roku, ale faktycznie trzeba przyznać, że ostatnio to się wyciszyło.Porównując nawierzchnie toru w Warszawie i Cardiff - to jest ta sama nawierzchnia czy czymś się różni? Jak to wygląda z perspektywy zawodnika od technicznej strony?- To wszystko jest bardzo podobne, ale jeździ się zupełnie inaczej. Mam wrażenie, że tor w Cardiff ulega większej degradacji. Inaczej się zachowuje, nie robią się rynny tylko fale, które sprawiają delikatne kłopoty, ale nie ma co narzekać, bo taką mamy robotę. To aspekt, który trzeba uwzględnić.Czy jako Polscy zawodnicy czujecie, że w Warszawie macie większą presję? Wszystkie oczy są skierowane na was. W Cardiff wygląda to nieco inaczej, ludzi jest mniej, a żużlem się tak tutaj nie żyje.- Może też tak jest, ale powody mogą być też takie, że Cardiff to któraś z kolei runda, a w Warszawie zawsze jest początek cyklu.