Zmarzlik po Grand Prix na PGE Narodowym. Nie gryzie się w język
Bartosz Zmarzlik po Grand Prix na PGE Narodowym stracił pozycję lidera cyklu. Ma 5 punktów straty do Brady’ego Kurtza. Nic dziwnego, że po finale turnieju w Warszawie polski mistrz minę miał nietęgą. Tak przybitego i smutnego Zmarzlika nie widzieliśmy od czasu pamiętnego wykluczenia z rundy w Vojens za nieprawidłowy strój. W rozmowie z Interią Zmarzlik przyznał się do pewnej słabości.

Dariusz Ostafiński, Interia: Mam wrażenie, że piątkowe kwalifikacje, gdzie szybko pan odpadł i przez to nie miał szans na wybór lepszego pola startowego, zepsuły panu sobotni turniej na PGE Narodowym.
Bartosz Zmarzlik, obrońca tytułu mistrza świata: Nie, nie zepsuł mi dnia. To moja wina, że tak słabo mi poszło.
Pola startowe nie pomagały Zmarzlikowi na PGE Narodowym
Z lepszym numerem startowym mógł pan jednak więcej zdziałać.
- Fakt, że zawsze trafiałem w nieodpowiednim momencie na dane pole startowe. Zanim miałem na nim jeździć, było ono dobre, ale gdy na nim stawałem, to nagle się psuło. Mógłbym się tym tłumaczyć, ale nie chcę. Jest, jak jest.
Przy tym, co się dzieje każde wytłumaczenie wzięlibyśmy w ciemno.
- A co się dzieje?
Organizatorzy robią Zmarzlikowi krzywdę. Tak to komentuje
Uważamy, że organizatorzy robią panu krzywdę. W kwalifikacjach został pan wyrzucony, choć rok temu Robert Lambert w identycznej sytuacji dostał drugą szansę.
- Mówiłem to wczoraj, a dziś powtórzę. Nie chcę tego komentować. Zostawiam to tak, jak jest. Ja muszę robić swoje i skupiać się na tym, żeby osiągać dobre wyniki.
Trudno jednak bić się o te wyniki, jak się ma z tyłu głowy, że chcą panu zaszkodzić.
- Jak powiedziałem, skupiam się na sobie. Zresztą ten mój gorszy wynik wziął się z czegoś innego. Był kłopot. Bardzo długo szukaliśmy ustawień na takie warunki, jakie panują na PGE Narodowym. To są specyficzne warunki, bo to jest sztuczny tor, gdzie jeździmy raz do roku. Trudno się w takiej sytuacji dopasować.
Akcja wieczoru. Zmarzlik rzutem na taśmę wyprzedził Kvecha
Patrząc na Ladshut, to tam miał pan więcej atutów w ręku.
- Na pewno było tam lepiej. Na normalnych torach wiem, co mam robić. Nigdy jednak nie ma gwarancji, że wygram. W Warszawie zostawiłem serce na torze, ale wyszło średnio.
Atak na Jana Kvecha był jednak całkiem efektowny. Kiedy nie dało się przy krawężniku, to poświęcił pan jedno okrążenie, żeby się rozpędzić i minąć Czecha rzutem na taśmę.
- Prędkość można było zbudować jedynie na wejściach w łuki. Innego wyjścia już nie miałem, bo każda próba ataku pod łokieć była blokowana.
Zmarzlik stracił pozycję lidera i robią dobrą minę do złej gry
Co pan powie o sytuacji w klasyfikacji generalnej po tych zawodach.
- Nie wiem, jak klasyfikacja wygląda. Jeszcze nie oglądałem.
Stracił pan pozycję lidera.
- Jeszcze dużo rund zostało do końca, więc to nie jest jakieś wielkie zmartwienie.
Znam takich ekspertów, którzy mówią, że jeszcze cztery rundy i wszystko będzie jasne.
- Jeszcze daleka droga.


