Mateusz Wróblewski, Interia: Gratulacje, za kolejny finał i dobry występ w Grand Prix. Zakończył pan zmagania na drugim miejscu, więc czegoś jednak w finale zabrakło. Czego? Bartosz Zmarzlik: - Nie powiedziałbym, że czegoś zabrakło. Jestem zadowolony z dzisiejszego wieczoru, bo tor był trudny, a Warszawa uchodzi za trudny teren. Warszawa pod wieloma względami wymagająca. Nie zmienia to faktu, że jestem naprawdę zadowolony. Finał jest finałem, a tym lepiej, że zakończyłem zawody na podium. To naprawdę fajne. Doyle dał prezent Zmarzlikowi. Nasz mistrz z niego nie skorzystał Nie uważa pan, że w tym roku Święty Mikołaj przyszedł do pana zbyt szybko? Wydaje się, że Jason Doyle zrobił panu prezent wybierając w finale pole A, a pozostawiając panu najlepsze w tym dniu pole D. Nie wykorzystał pan tej okazji. Pana występ to jedna wielka sinusoida. Lepsze wyścigi przeplatał pan gorszymi. Tak trudno było ten tor rozszyfrować? - Tak. Raz, że pola startowe dawały lepszą lub gorszą linię jazdy na pierwszym łuku, co było kluczowe, by rozpędzić motocykl. Na takim torze ustawienia można zgubić i te moje trzecie miejsca to były dokładnie takie same ustawienia, jak te z półfinału i finału. Z biegiem czasu tor się zmieniał. Z perspektywy trybun wydawało się, że była to najlepsza runda Grand Prix w historii, bo było mnóstwo mijanek. Z pana perspektywy też to tak wyglądało? - Dokładnie tak. Krótko i na temat. Pierwszy raz w życiu wygodnie mi się tu jechało. Jestem z tego zadowolony. Sprint? To rozwiązanie nie dla żużla Co myśli pan o nowej formule kwalifikacji i o sprincie? To krok naprzód czy niepotrzebne kombinacje? - Nie jestem od komentowania tego, tylko od roboty. Jakie warunki są stawiane, takim próbuję sprostać. To zapytam inaczej, podoba się to rozwiązanie panu czy nie? - Ciekawe, ale nie wiem czy idealne pod sport żużlowy.