Dzisiejszy dzień był zupełnie inny dla Zmarzlika, niż zwykle. Nasz mistrz nie mógł się doczekać początku zawodów, a czas leciał mu naprawdę wolno. Po raz pierwszy reprezentant Motoru Lublin czuł, że coś musi zrobić, a nie tylko może. - Dla mnie to był naprawdę inny dzień, niż zwykle. Pierwszy raz w karierze miałem poczucie, że coś muszę zrobić, a nie tylko mogę. Po Vojens naprawdę chciałem udowodnić coś sobie i innym. Cały sezon powtarzam, że nic nie muszę, tylko mogę. Tym się kieruję. Pierwszy raz w życiu poczułem, że po prostu muszę coś zrobić, by udowodnić sobie wiele rzeczy sobie. Po tym co się stało w Vojens, to złoto smakuje trochę lepiej. Nikomu nie chciałem ucierać nosa, sobie chciałem coś udowodnić - powiedział Bartosz Zmarzlik. Odetchnął z ulgą Po wydarzeniach na duńskiej ziemi, Zmarzlik odetchnie teraz psychicznie. Obciążenie, którego doznał przez ostatnie tygodnie było ogromne. Zmarzlik wyznał także, że czuł się fatalnie po duńskiej rundzie Grand Prix. Nie mógł się odnaleźć. - Pierwsze dni były ciężkie. Miałem dużo stresu, było wyrywanie włosów, a już i tak jestem prawie łysy. Na pewno o pięć lat skróciło mi się życie przez ten dzień. Przez dwie doby nie odzywałem się praktycznie nigdzie, nawet w domu. Chciałem to wziąć na spokojnie. Wiedziałem, że piękny dzień może nadejść całkiem niedługo, tylko te dni trzeba było przeżyć - powiedział Zmarzlik. Kontrolował, czy ma dobry kevlar Tym razem Bartosz Zmarzlik nie chciał ryzykować. Dziesięć razy sprawdzał, czy wszystko ma, a na swój kevlar co chwilę zerkał. Łóżko Zmarzlika miało w dniu toruńskiej rundy Grand Prix mocne przyciąganie, przez co trudno było mu wstać i się zebrać. - Proszę się nie śmiać, ale naprawdę zerkałem na kevlar. Trochę wziąłem to humorystycznie. Dobrze mi się spało. Nie mogłem wstać, bo ustawiłem budzik na 7:30 i powiedziałem sobie, że muszę iść biegać. Wstałem po ósmej. Budzik dzwonił, ale nie mogłem wstać. Udało mi się pobiegać i wyluzować, a później zjadłem szybkie śniadanie. Wcześnie z teamem przyjechałem na stadion, bo czekało nas dużo zajęć. Sprawdzałem po 10 razy czy wszystko mam, bo po prostu nie chciałem dopuścić wszystkich innych złych okoliczności, by mogły popsuć mi ten dzień. Kiedy przyszła 19:00, to wiedziałem, że jest wszystko w moich rękach - skomentował Zmarzlik. To był kapitalny sezon w jego wykonaniu, choć borykał się z problemami Zmarzlik przyznaje, że w ostatnich tygodniach borykał się z problemami sprzętowymi. Końcówka ułożyła się po jego myśli i podczas Grand Prix w Toruniu czuł się jak stary, dobry Zmarzlik. - Mieliśmy problemy w ostatnim czasie, a w ostatnich tygodniach nie czułem się najszybszy, aczkolwiek na koniec sezonu byłem Bartkiem tym, którym lubię być. Wygrałem pięć rund Grand Prix. Myślę, że to kolejny bardzo dobry sezon - zakończył Bartosz Zmarzlik.