Dwa lata temu Bartosz Zmarzlik mógł zadzwonić do prezydenta FIM Jorge Viegasa, poskarżyć się, że jest źle traktowany i liczyć na reakcję. Teraz nie ma na to szans. Mistrz jest na cenzurowanym. Podpadł organizatorom Grand Prix za to, co zrobił na inaugurację cyklu w Landshut, gdy tłumaczył spóźnienie na ceremonię wyboru numerów startowych. Po tych słowach wyrzucili go na koniec kolejki. Kolejna przykrość spotkała Zmarzlika na PGE Narodowym. Polak ma jedno wyjście. Już znaleźli następcę czeskiej gwiazdy. Zaoszczędzą miliony Twierdzą, że Bartosz Zmarzlik wprowadził opinię publiczną w błąd Zapytacie, co takiego stało się w Landshut? To właśnie tam Zmarzlik spóźnił się na ceremonię wyboru pól startowych. Potem tłumaczył dziennikarzom, że powodem było to, że udzielał wywiadu dla telewizji, co było jego obowiązkiem. I właśnie za te słowa podpadł organizatorom. Od naszego informatora słyszymy, że kilka osób ze sztabu Grand Prix wprost zarzuca Zmarzlikowi kłamstwo. Mają pretensje o to, że wprowadził opinię publiczną w błąd, a potem jeszcze za to nie przeprosił. Tymczasem słowa Zmarzlika odbiły się szerokim echem. Kibice i media w Polsce pukają się w głowę i pytają, jak to możliwe, że naszego zawodnika ukarano za to, że spóźnił się 5 sekund na ceremonię wyboru numerów startowych. Bartosz Zmarzlik nie podał prawdziwego powodu spóźnienia Oczywiście organizatorzy temat 5 sekund puszczają koło ucha. Ich interesuje wyłącznie to, że prawda o spóźnieniu Bartosza na ceremonię była inna od tego, co powiedział sam zainteresowany. Każdy, kto był w Landshut, wie, że Zmarzlik po udzieleniu wywiadu miał wystarczająco dużo czasu, żeby przyjść na ceremonię przed czasem. On jednak udał się do swojego boksu, potem jeszcze rozmawiał z trenerem kadry Rafałem Dobruckim. I zdaniem drugiej strony właśnie to było powodem spóźnienia Zmarzlika, a telewizyjny wywiad, to była zwykła wymówka. Zmarzlik ma teraz jedno wyjście. Może pójść do dyrektora cyklu Phila Morrisa i tych najważniejszych osób odpowiedzialnych za żużlową Grand Prix i przeprosić ich za to, że przez swoją wypowiedź naraził ich na ataki dziennikarzy i fanów żużla. Nikt nie wymaga od niego publicznych przeprosin, więc może całą sprawę załatwić po cichu. Bartosz Zmarzlik może jednym gestem rozwiązać problem Taka reakcja Zmarzlikowi z pewnością nie zaszkodzi. Zawsze może wyjaśnić, że tamta jego wypowiedź była motywowana nerwami po tym, jak wyrzucono go na koniec kolejki. Na przeprosinach Zmarzlik na pewno nie straci, ale może za to wiele zyskać. Jasne, że nikt nie będzie przed nim rozkładał czerwonego dywanu, ale może przy następnej spornej sytuacji organizatorzy spojrzą na niego łaskawym okiem. Wydaje się, że w obecnej sytuacji, gdy liderem jest Brady Kurtz i szykuje nam się naprawdę ostra walka o złoto, Zmarzlik powinien zadbać o każdy szczegół. Trudno będzie bowiem rywalizować na torze i poza nim. Taka walka na dwóch frontach może zwyczajnie przerosnąć Zmarzlika. Po tym co stało się w Warszawie w kwalifikacjach Zmarzlik został skutecznie wybity z rytmu. I już to pokazuje, że chyba jednak powinien powiedzieć "przepraszam".