Przez lata mówiło się, że Marek Cieślak to trener w czepku urodzony. Czego się nie dotknął zamieniał w złoto. Worek medali z kadrą, sukcesy w klubach. Zarzucano mu, że robi wynik pod warunkiem, że ma dobry skład. Pracując przez lata w trudnych warunkach w Sparcie Wrocław, zaprzeczył tej tezie. Gdy w klubie się nie przelewało, potrafił z przeciętnych zawodników zbudować drużynę. Po kłótni z prezesem zostawił Ekstraligę Ostatnie 3 lata, to jednak droga przez mękę. Po głośnej kłótni z prezesem Włókniarza Częstochowa Michałem Świącikiem Cieślak wziął rozwód z Ekstraligą. Nie dał się też namówić władzom PZM na przedłużenie kontraktu z kadrą. Zaczął dużo mówić o emeryturze. Został ekspertem i przeniósł się do 1. Lig, gdzie jak sądził, będzie miał więcej spokoju. I tu zaczęły się schody. W 2021 miał z ROW-em Rybnik atakować Ekstraligę. Drużyna odpadła w półfinale, a prezes Krzysztof Mrozek, choć na początku współpracy chwalił Cieślaka, nie chciał słyszeć o dalszej współpracy. Zresztą trener też miał dość. Poszedł na konsultanta do drugoligowej Unii Tarnów. Posada bez większej odpowiedzialności szybko go znużyła. Przed sezonem 2023 przyjął ofertę Witolda Skrzydlewskiego i przejął zespół Orła Łódź. W Orle Łódź dostał duży kredyt zaufania Dostał wolną rękę w budowie składu. Zebrał zawodników, jakich chciał. Początek miał wystrzałowy. Wydawało się, że Orzeł namiesza. Nagle jednak drużyna posypała się, jak domek z kart i spadła do strefy zagrożonej spadkiem. Do ostatniej kolejki Orzeł bronił się przed degradacją, choć prezes Skrzydlewski wydał ponad 2 miliony złotych na podpisy pod kontraktami. Cieślak od miesiąca nie mógł spać. Schudł. Cała sytuacja mocno go stresowała. Już dawno podjął decyzję, że z pracą trenera kończy. Nie chciał, tylko by w jego CV pojawił się spadek. Orzeł do końca nie zdołał się jednak przełamać. Nie pomógł nawet ratunkowy transfer Runego Holty. Norweg z polskim paszportem był w reprezentacji talizmanem Cieślaka. Kiedyś nawet pokłócił się z Gollobem o to, że wstawił Holtę do wyjściowego składu. Uratowali się cudem. "Prezes modlił się za Niemców" Orzeł uratował się przed spadkiem tylko i wyłącznie dlatego, że InvestPlus House PSŻ nie potrafił się przełamać i odrobić 2-punktowej straty. Jednak do ostatniej kolejki los łodzian wisiał na włosku. Kiedy Orzeł przegrywał w 14. kolejce z Abramczyk Polonią, to działacze z Łodzi trzymali kciuki za niemiecki MF Trans Landshut Devils, który w tym samym czasie mierzył się z PSŻ-em. - Prezes modlił się za Niemców. Pierwszy raz. Mówi, że nie lubi Niemców, ale pierwszy raz się za nich modlił - przyznał Cieślak w rozmowie z Michałem Mitrutem w Magazynie PGE Ekstraligi w Canal+. Cieślak przyznaje, że to była pomyłka Cieślak przyznał się też do tego, że decyzja sprzed 3 lat była pomyłką. - Ja zrobiłem błąd, jak odszedłem z Częstochowy w tych takich troszeczkę głośnych okolicznościach. Niepotrzebnie poszedłem do pierwszej ligi. To jest fajny folklor. Orzeł się utrzymał, strzeliły szampany, ale prezes mój ukochany miał takie nerwy, że aż spuchł na twarzy. Mnie też było ciężko na sercu przez ostatni miesiąc. Nie chciałem, żeby Orzeł spadł do drugiej ligi. Chwalić Boga, że tak się nie stało - przyznał Cieślak, bo to utrzymanie, to był naprawdę cud. I choć trudno wyobrazić sobie ligowy żużel bez Cieślaka, to chyba naprawdę jest koniec. Wcześniej skusił się na ROW i Orła, ale kolejny raz tego błędu nie popełni. Ma dość nerwów i stresu. Chętni na jego usługi pewnie wciąż by się znaleźli, ale on już nie chce słyszeć o pracy w klubie.