Dariusz Ostafiński, Interia: Skąd pan się wziął i jak to się stało, że został pan menadżerem Wiktora Przyjemskiego? Marek Ziębicki: Z rodzicami Wiktora mieszkamy obok siebie działka w działkę. Znamy się dość długo, odwiedzamy, czasami razem spędzamy wolny czas. Jednym z moich wakacyjnych wspomnień jakie mam to mały Wiktor, który zawsze był z nami, biegał i się bawił z moimi dziećmi. Pan wsadził go na motor? - Na początku zrobił to jego tata, który jest miłośnikiem motoryzacji. Wiktor miał wtedy 5 lat, jak zaczął jeździć. Byłem bardzo zaskoczony. Raz, że dzieci zazwyczaj boją się hałasu. Dodatkowo to osiągana szybkość. Od początku świetnie dawał sobie z tym radę. Dwa lata później, to był 2012 rok, powiedziałem tacie Wiktora, "chodź, pójdziemy do Jacka Woźniaka, trenera takich młodych zawodników". "Podświadomie szukałem furtki, żeby się w żużlu znaleźć" Rozumiem, że szybko przeszliście od słów do czynów, a kariera nabrała przyspieszenia. - To nie było takie proste. Chęci to jedno, ale potrzeba jeszcze dużo pieniędzy. Sporty motorowe są bardzo drogie, a chętnych na wspieranie nie ma. Każdy woli wspierać już znanych zawodników. Ponieważ wywodzę się z obszaru finansów poprosiłem kilku znajomych o pomoc i tak to się zaczęło. Można powiedzieć, że ja z tymi młodymi zawodnikami lubię współpracować, bo pomagam też Emilowi Maroszkowi, Maksowi Pawełczakowi i Mieszko Mudło. Idę trochę tak pod prąd. Jak mam jednak fajne flow z tymi chłopakami, widzę ogromne zaangażowanie rodziców, to taka praca jest samą przyjemnością. Bycie finansistą się przydało. - Tak. Taki żużlowy team, to projekt zbliżony do tych występujących w biznesie. Trzeba zorganizować zaplecze sprzętowe, ludzi, logistykę, marketing i oczywiście sponsorów. Wiktor jest częścią mini przedsiębiorstwa, które wciąż się rozwija. Pan nie był wcześniej częścią żużlowego światka? - Tylko jako kibic. Rodzice zabrali mnie na stadion Polonii Bydgoszcz, jak miałem trzy lata. Pamiętam czasy Procha i braci Ziarników. Potem jeździłem za Tomkiem Gollobem. Byłem na większości rund poza Australią i Nową Zelandią. Moja rodzina żyła żużlem. Rodzina żony też. Z Gollobem i innymi idolami znałem się jednak tylko przez płot. Żeby Wiktora posadzić na motor mini żużlowy, wpadliśmy z jego tatą w trakcie oglądania Grand Prix. To się wszystko tak spontanicznie urodziło. Powiedziałem o Jacku Woźniaku i na drugi dzień już u niego byliśmy. Posadziliśmy Wiktora na motocykl. Nie sięgał stopami do podłoża. Jak tak sobie teraz myślę, to ja chyba tak podświadomie szukałem jakiejś furtki, żeby się w żużlu znaleźć. Menadżer, wujek, właściwie rodzina To dla Wiktora jest pan jakby drugim ojcem. - On mi mówi: wujku. Jesteśmy w takich relacjach, że choć nie ma między nami więzi krwi, to wujkujemy i ciotkujemy. Z rodziną się tyle nie widzę, co z Przyjemskimi i Wiktorem. Pan jest w teamie Wiktora wodzirejem? - Pełnię rolę menadżera, ale nigdy nie przypisuję sobie żadnych zasług. To jest praca wielu ludzi. Ja miałem pomysł, ale moja działka, to kontrakty z klubami, finanse i relacje ze sponsorami. Silniki najpierw robił Wiktorowi tata, potem Krzysztof Jabłoński, a teraz Ryszard i Daniel Kowalscy z RK Racing, czyli już tunerzy klasy światowej. Dochodziliśmy do tego małymi krokami, ale udało się. Jest też z nami trener Jacek Woźniak oraz brat Wiktora Kacper oraz Wojtek Malak. Były mechanik Golloba. - Jak się okazało, że jest wolny, to od razu się porozumieliśmy. Wystarczyły trzy minuty. Przedstawiłem mu wizję, spodobała się i ja się cieszę, bo Wojtek dba o każdy detal. Poza tym mamy z czego inwestować, bo sponsorzy z czasem się do nas przekonali. Jesteśmy transparentni, mamy plan, liczba firm wspierających rośnie. Jest z nami od 6 lat sponsor tytularny zaprzyjaźniona ze mną firma Abramczyk oraz kilku innych kluczowych sponsorów. Pracowałem w firmie Abramczyk przez 6 lat, zaufali nam i teraz przeznaczają na Wiktora duże pieniądze. Jak inni widzą, że taka marka daje, to też łatwiej jest ich przekonać. Dlatego przy okazji dziękuję wszystkim pozostałym sponsorom. Chodzi o to, żeby Wiktor miał coś z życia Mówił pan o małym przedsiębiorstwie. - Tak jeszcze nie przedstawiłem wszystkich. W teamie są też Łukasz Rambalski, trener kadry w kick-boxingu, który odpowiada za przygotowania ogólnorozwojowe. Mamy też umowę z centrum rehabilitacyjno-medycznym AthleticoMed. To jest taki nasz zespół medyczny. Kolejną osobą w sztabie jest psycholog Damian Salwin, jest też osoba od marketingu. W sumie wokół Wiktora jest z dziesięć osób. Sporo. - Tak, ale mam taką filozofię, żeby Wiktor zajmował się tematami typowo sportowymi. Zasadniczo on ma się bawić sportem, cieszyć się życiem. Też byłem nastolatkiem, coś tam pamiętam, więc stworzyłem ten team, żeby Wiktor miał trochę czasu dla siebie, na takie zwyczajne sprawy. On widzi, że rówieśnicy żyją sobie beztrosko i coś z tego też musi mieć. Nie zmienia to faktu, że od listopada, odkąd zaczął okres przygotowawczy, od poniedziałku do soboty jest w pełni zajęty. Wolne ma tylko niedziele. On przeszedł takie przyspieszone dojrzewanie. Ile wydajecie rocznie, żeby utrzymać ten sztab ludzi i kupić wszystko, co potrzebne do uprawiania żużla. - W 2024 roku przekroczymy milion złotych. W tym roku i w ubiegłym też nie schodziliśmy poniżej miliona. Inflacja też robi swoje. Wojtek Malak pokazał mi stare zamówienia z 2012 roku, gdy pracował u Tomka Golloba. Wtedy można było za pół miliona ogarnąć wiele spraw. Dziś się nie da. Opony po 100 złotych netto, to już historia. Obecnie Anlasy kosztują 420 złotych za sztukę. Na same opony wydajemy rocznie około 90 tysięcy. Polonia zapewniała im komfort. Faktury rozliczała tego samego dnia Menadżer żużlowca musi być naprawdę dobrym negocjatorem. - Teraz topowi juniorzy w pierwszej lidze, gdzie dotąd jeździł Wiktor, mają po około 150 do 200 tysięcy złotych za podpis i góra dwa dwa i poł tysiąca za punkt. Jak zrobią 50, to jest wynik przyzwoity. Łatwo policzyć, że to oznacza zarobek rzędu 300 tysięcy. To za mało, żeby myśleć o istotnym rozwoju. Nie ma jednak co narzekać, bo motorsport jest drogi, ale rajdy samochodowe jeszcze droższe. Dobrym wsparciem jest dla naszego teamu Marcin Gagacki, który jeździł w rajach samochodowych i rallycrosie pod marką Oponeo, więc wiem, ile trzeba mieć, żeby jeździć w takich zawodach. Krótko mówiąc żużel jest przy tym tani. Rozumiem, że macie finansowy komfort. - Z czapką chodzić nie musimy. Nikomu nie zalegamy, jako firma. Ten komfort zawdzięczamy wszystkim sponsorom oraz w zeszłym sezonie Polonii Bydgoszcz i prezesowi Jerzemu Kanclerzowi. Prezes robił zawsze przelew w dniu wystawienia faktury, a nie siedem, czy czternaście dni po. Nie musimy skrobać pieniędzy w portfelu, choć jakby trzeba było, to pewnie byśmy dołożyli. Na niczym staramy się nie oszczędzać. Nie trenujemy na starych oponach, bo to nie ma sensu. Na mecz zakładamy nowe, więc tylko trening na nowych sprawia, że jest się do czego odwołać. Czyli to, że 18-letni Wiktor został najlepszym zawodnikiem pierwszej ligi w tym sezonie, to nie był przypadek. - Nie. Zachowujemy jednak w pełni pokorę. To jest tylko sport. Wojtek Malak powiedział mi kiedyś: wiesz, przyjdzie taki dzień, że nie wyjdą jedne, drugie, trzecie zawody, a my nie będziemy wiedzieli, co się dzieje. Będzie sprzęt, zaplecze, zawodnik będzie przygotowany, ale wpadniemy w dziurę. 18-latek zaskoczył swojego menadżera Na razie jednak dziury omijacie, a przenosiny Wiktora do Platinum Motoru Lublin były transferowym hitem ostatnich tygodni. - PGE Ekstraliga, to inny level. Wiktor, co miał zrobić w pierwszej lidze, to zrobił. Inna sprawa, że aż takiego progresu w tym roku się nie spodziewaliśmy. Zaskoczył w mojej ocenie wszystkich. To chyba dobrze, bo to znaczy, że powinien sobie w elicie poradzić. - Czas pokaże, ale my musimy być gotowi na każdy scenariusz. Tak, jak powiedział Wojtek, może przyjść słabsza seria, słabszy sezon, a wtedy pojawi się zwątpienie, które trzeba będzie przegonić i wrócić do tego, co dobre. Sport jest nieprzewidywalny. W tym roku jechaliśmy na finał IMPJ do Lublina zmobilizowani. Nie mówiliśmy o złocie, ale chcieliśmy medalu. A tu pierwszy bieg i wywrotka. Kierownica połamana, motocykl zabrudzony, a tu sędzia włącza dwie minuty i trzeba jechać. Pewność uciekła, bo motor dedykowany na te zawody się popsuł. Drugi bieg i przytrafił się kolejny wypadek i kontuzja kręgosłupa, złamanie wyrostka stawowego kręgu C2, która zakończyła nam sezon. Jak byłem mały mama mówiła mi zawsze: zdrowia, szczęścia, pomyślności. Dla mnie to była kiedyś tylko regułka na urodziny. Ważniejsze były prezenty. Teraz wiem, że wartość tych słów od mamy, pewnie nie tylko mojej, jest dużo większa. Te trzy słowa poparte ciężką pracą muszą być, żeby odnieść sukces w sporcie. Dla Wiktora przenosiny do Motoru to był trudny moment. Widzieliśmy wszyscy jego wzruszenie, gdy żegnał się z kibicami Polonii po ostatnim meczu sezonu 2023. - W trakcie sezonu 2022 przedłużyliśmy kontrakt z Polonią przed meczem z Landshut, gdy nie było pewności, że drużyna awansuje do Ekstraligi. Nie chcieliśmy jednak uciekać po pierwszym pełnym sezonie 2022. To należało się wszystkim w Bydgoszczy oraz naszym sponsorom za wieloletni wkład finansowy. Już wtedy spotkałem się z czterema prezesami klubów Ekstraligi, którzy widzieli Wiktora u siebie. Wtedy jednak górę wzięła miłość do klubu. On od dzieciaka chodził na Polonię. Nigdy nie żałowaliśmy tego, że wtedy zdecydował się zostać. Menadżer Przyjemskiego: Nie mogłem działać na jego szkodę W tym roku nie mieliście jednak wyjścia. - Powiedzieliśmy sobie, że po sezonie 2023 musi być Ekstraliga. Z Polonią czy bez. Już takie deklaracje złożyliśmy na koniec sezonu 2022. Nie mogłem działać na szkodę chłopaka, hamować jego rozwoju ze względu na miłość do klubu. Bo Ekstraligę i pierwszą ligę dzieli przepaść. Wiktor to wie. On koleguje się z Damianem Ratajczakiem, Oskarem Paluchem czy Krzysztofem Lewandowskim. Jeździ z nimi na kadrę, na turnieje zaplecza kadry i chłopaki opowiadają, tu ścigałem się z Woffindenem, tu z Sajfutdinowem, a jeszcze indziej z Kołodziejem, czy Kuberą. Nie umniejszając niczego chłopakom z pierwszej ligi, on już nie miał takich nazwisk i poziomu sportowego w pierwszej lidze. To do niego chodzili po radę. - Wiktorowi szło, więc pytali o różnie rzeczy. Nie wiem, co będzie teraz w Ekstralidze, bo Wiktor trafił do topowej drużyny, z medalistami mistrzostw świata. Motor, to jest top topów. Przeżyliśmy w październiku zakończenie sezonu i prezentację drużyny i to była klasa światowa. Sukces Motoru nie polega tylko na tym, że są w klubie pieniądze i zawodnicy. Tam zebrano odpowiednich ludzi do organizacji tego, a ktoś wykrzesał z nich wszystko, co najlepsze. Wiktor podpisał z Motorem kontrakt życia? Za darmo nie poszedł. Kontrakt jest bardzo dobry. Jednak to nie jest tak, że był tylko Motor, a na końcu decydowała liczba na umowie. Stal Gorzów do końca była w grze, a Wiktor miał duży dylemat. Motor Lublin? To była decyzja Wiktora Mówią, że przesądził Zmarzlik, który zaoferował Wiktorowi pomoc i współpracę. Mieliśmy w przeszłości takie epizody, że jak było za dużo nacisków na Wiktora w różnych sprawach, to on się potrafił tacie i mnie postawić. Mówił: to sami decydujcie. Trzeba pamiętać, że on w maju skończył 18 lat, jest pełnoletni i jego poziom intelektualny jest wysoki. On sobie świetnie radzi z tym , że jest szefem dorosłych mechaników. To jak było? - Położyłem na stole pięć ofert. Usłyszał opinię moją i taty, bo jego tata był na każdej takiej rozmowie ze mną. On musiał zdecydować. Gdybym ja miał to zrobić, to miałbym z tym problem. Bo teraz będzie Motor. - Decyzję Wiktor podjął na podstawie elementów żużlowych. Wpływ miało to, że on był do Motoru wypożyczony wcześniej na DMPJ. Poznał klub, poznał ludzi. Cały sztab bardzo mu pomagał. Było czuć, że on idzie do Motoru, bo uważa, że tam będzie się dobrze czuł. Bo jak chodzi o pieniądze, to w tych czterech pozostałych klubach mógł zarobić równie dużo, a w dwóch o około 20% więcej. Ziębicki: Mam takie marzenie związane z Polonią Do Polonii kiedyś wróci? Niektórzy mówią, że nie, ale my byśmy tego chcieli. Wierzę w działania zarządu Polonii. Nie wiem jednak, co będzie. Wiktor sam musi sobie to swoje życie układać. To jego przygoda, jego praca. Bez względu na wszystko w Polonii zostanie dobrze zapamiętany. Odchodził autentycznie wzruszony, ze łzami w oczach. Miał odwagę stanąć przed tymi kilkoma tysiącami, zachować się dojrzale i powiedzieć kilka słów od serca. Nie tylko on miał łzy. Ja mam nadzieję, że Polonia, to nie jest zakończona historia. Teraz Motor, ale jak wracać to do Polonii. Decydował będzie jednak na końcu Wiktor. To znaczy, że pana u Wiktora będzie coraz mniej? - Absolutnie nie, jednak ta organizacja jest od pewnego czasu taka, że ja łączę życie zawodowe z żużlową pasją. Nie żyję z żużla, ale dla żużla. Mam na Wiktora dalsze pomysły, pomagam innym chłopakom z Bydgoszczy i okolic. I mam takie marzenie, żeby kiedyś zbudować Polonię opartą na samych swoich wychowankach. Marzę o czymś, co wydaje się mało logiczne. Chcę, żeby za kilka lat ludzie przyszli na Polonię i zobaczyli samych wychowanków wspartych Szymonem Woźniakiem i Emilem Sajfutdinowem, bo jego też traktuję jak wychowanka. Przybywa chłopaków, z których za kilka lat będzie można zbudować mocną Polonię. Mówią mi: przestań marzyć, zejdź na ziemię, ale ja w to wierzę.