Na sobotnie zawody w Ludwigslust udało się ściągnąć całkiem niezłą obsadę. Był Zengota, Chmiel, Suchecki czy Wojdyło właśnie. Wychowanek Stali Rzeszów wypadł dobrze, choć niewiele brakowało a skończyłby zawody z kontuzją. W jednym z biegów ostrym atakiem staranował go Kevin Woelbert. Niemiec nawet nie przeprosił. Wojdyło miał o to wielkie pretensje. To nie był jednak koniec złych wydarzeń tego dnia. - Kolejna okazja do pościgania się za mną! Na torze w niemieckim Ludwigslust odbył się turniej Karl-Heinz Podeyn Pokal. Zająłem w nim, po zepsutym biegu finałowym, piąte miejsce. Do tej pory miałem 12 punktów (1,3,3,2,3). To była świetna okazja do nowych doświadczeń. Jakich na przykład? Mój skasowany motor przez Kevina Woelberta, a także kradzieże w szatni. Zostaliśmy we trzech bez spodenek, zegarka i butów... To jest speedway! Tu się wszystko szybko dzieje - napisał zawodnik w mediach społecznościowych. Raczej niczego nie odzyska Wątpliwe, by Wojdyło znalazł osobę, która dopuściła się haniebnej kradzieży. Niemieckie turnieje towarzyskie i ich luźna atmosfera mają jedną znaczącą wadę. W parku maszyn w trakcie zawodów, a zwłaszcza po ich zakończeniu kręci się mnóstwo postronnych osób, niebędących ani zawodnikami, ani członkami teamów, ani dziennikarzami. Oczywiście nie sugerujemy, że to właśnie ktoś taki to zrobił, ale warto zwrócić na to uwagę. Słowo jeszcze na temat upadku z Woelbertem. Niemiec zdecydowanie powinien był przeprosić, ale minimalnym wytłumaczeniem dla niego może być tor, a konkretnie miejsce przy krawężniku na wyjściu z pierwszego łuku. Woelbert nie był jedynym, który miał problemy. Sam Wojdyło zresztą w biegu finałowym ledwo uratował się przed uderzeniem w bandę. Czytaj też:Puściły mu hamulce. Wskazał winnych dramatu kolegiOto sekret ich sukcesu. To może dać im awans