W najbliższą sobotę na uroczystej Gali Mistrzów Sportu poznamy laureatów głosowania na Sportowca 2022 roku w Polsce. Wbrew powszechnej opinii ekspertów, przynajmniej moim zdaniem szykuje się jeden z najnudniejszych i najbardziej przewidywalnych plebiscytów od wielu lat. Rozumiem, że trzeba podgrzewać atmosferę, budować napięcie, ale tylko kataklizm mógłby pozbawić zwycięstwa Igę Świątek. Nasza genialna tenisistka, zdobywczyni dwóch Szlemów, liderka rankingu WTA powinna zdeklasować konkurencję, a potem dać do ponoszenia reszcie kolegów z Lewandowskim i Zmarzlikiem na czele swoje torby z rakietami. Kibice wyratują Lewandowskiego? Świątek byłaby pierwszą kobietą od 2016 roku, która wygrałaby ten prestiżowy plebiscyt. Po absolutnej dominacji Justyny Kowalczyk i pięciu tryumfach z rzędu w latach 2009-2013, jeszcze tylko Anita Włodarczyk po złocie na Igrzyskach Olimpijskich w Rio złamała męski monopol, co pokazuje, że paniom trudniej się u nas przebić. Ale jak już wjadą, to z drzwiami i futryną. Nie ilość, tylko jakość, proszę państwa. Mam wrażenie, że tym razem do największej trudności urastało skompletowanie dwudziestki piątki nominowanych. Spektakularnych sukcesów było bowiem jak na lekarstwo i parę nazwisk trzeba było upchnąć na siłę. Gdyby patrzeć przez pryzmat sukcesów i popularności danej dyscypliny, jej znaczenia w świecie, to jest Świątek i długo, długo nic. Można się spierać, kogo uplasować na miejscach od 2-4, tylko, czy ma to jakiekolwiek znaczenie? Za parę lat i tak nikt pewnie nie będzie w stanie wymienić reszty podium. To jest jednak plebiscyt popularności i jakąś małą furtkę pod niespodzianki należałoby zostawić. Załóżmy jednak, że wszystko idzie zgodnie z planem, wtedy do Świątek dorzucam mistrza świata Zmarzlika, kapitana srebrnych na Mundialu siatkarzy - Kurka, naszego króla zimy, lidera Pucharu Świata i jedynego polskiego medalisty olimpijskiego z Pekinu - Dawida Kubackiego. Ano właśnie, czy ktoś jeszcze pamięta, że w Pekinie odbywała się zimowa impreza czterolecia? Słabe stylowo w naszym wykonaniu mistrzostwa świata w Katarze, brak wpływu na zespół na boisku, czy afera premiowa mogą, ale wcale nie muszą położyć się cieniem na wynik Roberta Lewandowskiego. Osobiście nie widzę żadnych przesłanek, żeby napastnika reprezentacji Polski umieszczać w czołówce plebiscytu, a jedyną okolicznością łagodzącą dla RL9 jest fakt, że liczy się głos ludu, Sportowca Roku wybierają kibice. A tutaj zawodnik, mającej w naszym kraju ogromną rzeszę fanów FC Barcelony gromadzi poważne audytorium.