Różne bywają relacje zawodników ze sponsorami, zwłaszcza w sytuacji gdy ci tracą formę lub w ogóle przestają się ścigać. Najczęściej wówczas przestają być reklamodawcom potrzebni. O ile jeszcze czasem jakaś lokalna firma zostaje z takim sportowcem z czystej sympatii (w przypadku Warda jest to np. Ivan Harm, właściciel firmy z Brisbane zajmującej się pokryciami dachowymi, który już gdy chłopak miał 8 lat kupił mu dwa juniorskie motocykle i pomógł rozpocząć żużlową karierę), to wielkie koncerny z reguły nie mają sentymentów. Wspierają sportowców od F1, przez żużel po rodeo Monster Energy wspiera sportowców różnych sportów motorowych, od F1 i Moto GP zaczynając, na niszowych dyscyplinach kończąc. Do tego angażuje się też m.in. w wyścigi BMX, MTB, snowboard, surfing, rodeo czy MMA. Z samego żużla w swej stajni reklamowej mają obecnie aż czterech zawodników z cyklu Grand Prix: Tai Woffindena, Fredrika Lindgrena, Patryka Dudka i Pawła Przedpełskiego, do tego dwie wschodzące gwiazdy australijskiego speedwaya: Jaimona Lidseya i Jacka Holdera. Ponadto indywidualnego mistrza świata z 2012 roku - Chrisa Holdera oraz wciąż aktywnie działającego w speedwayu czterokrotnego mistrza globu - Grega Hancocka. Tak naprawdę więc Ward nie był im z marketingowego punktu widzenia potrzebny, a jednak - mimo, iż od wypadku Australijczyka minęło już ponad 6 lat, wciąż pozostaje w gronie żużlowców wspieranych przez koncern. Darcy Ward potrafił czarować na torze Ward koszmarnej kontuzji, która zakończyła mu karierę, doznał w Polsce, w meczu PGE Ekstraligi. Pojawił się nad Wisłą w 2009, podpisując trzyletni kontrakt z Unibaxem Toruń. Startując z pozycji młodzieżowca pokazywał swój ogromny potencjał, ale tak naprawdę jego talent mocno eksplodował gdy w sezonie 2011 torunianie zdecydowali się wypożyczyć go do pierwszoligowego Wybrzeża Gdańsk. Tam Australijczyk wykręcił w 16 meczach znakomitą średnią (2,588 pkt/bieg). Szybko wrócił do Torunia, gdzie w kolejnych latach stał się gwiazdą zespołu. W sierpniu 2014 roku, podczas przeniesionego z Rygi do Daugavpils Grand Prix Łotwy, zaliczył jednak ogromną wpadkę. Badanie przed zawodami wykazało alkohol w jego organizmie, za co FIM ukarała go 10-miesięcznym zawieszeniem. Po nim wrócił do startów w PGE Ekstralidze, ale już nie jako zawodnik drużyny z Torunia, tylko Falubazu Zielona Góra. Wrócił w rewelacyjnym stylu (2,2 pkt/bieg). Do historii przeszedł m.in. jego popis w meczu wyjazdowym ze Stalą Gorzów. Spóźnił się na samolot rejsowy z Wielkiej Brytanii, więc załatwiono mu specjalną awionetkę. Dotarł na stadion już w trakcie trwania zawodów, a potem z zadziwiającą łatwością uzbierał 20 punktów. Mógł mieć ich 21, ale menedżer zielonogórzan kazał mu w 13. biegu taktycznie przepuścić Nielsa Kristiana Iversena, po to aby przegrywający goście, mogli w biegu nominowanym skorzystać z rezerwy taktycznej. Jak doszło do koszmarnej kontuzji Warda? Dwa tygodnie później doszło jednak do dramatu. 23 sierpnia 2015 roku, w ostatnim biegu meczu Falubazu Zielona Góra z GKM Grudziądz przy wyjściu na prostą, kończącą drugie okrążenie, zahaczył swym motocyklem o tylne koło jadącego przed nim lidera gości - Artioma Łaguty. Wyleciał w powietrze, uderzył głową o tor, a potem z całym impetem uderzył w bandę, która na prostej nie była już zabezpieczona dmuchaną osłoną, nie było też obecnie stosowanych na prostych amortyzowanych band.- Zaakceptowanie wózka i paraliżu zajęło mi dwa miesiące. Mogę powiedzieć, że pogodziłem się z tym, ale są dni, kiedy nie jest dobrze - mówił pod koniec 2015 roku. Tak naprawdę jednak pogodzenie się z losem zajęło mu nie miesiące, a lata. 1 lutego 2019 roku na farmie Cowbell Creek, niedaleko miasta Gold Coast, wziął ślub ze swoją wieloletnią partnerką, Lizzie Turner (podczas składania małżeńskiej przysięgi na moment wstał z wózka). Dwa lata później urodził im się syn. Obecnie Ward, wciąż przykuty do wózka inwalidzkiego, angażuje się w organizację w Australii żużlowych turniejów i szkolenie miejscowej młodzieży.