Życiorys Macieja Pawłowskiego bez wątpienia nadaje się na dobry scenariusz filmowy, którym nie pogardziłby amerykański Netflix. Niecałe dwadzieścia lat temu młodemu wówczas chłopakowi po upadku na treningu zawalił się cały świat. Nie dość, że w brutalny sposób zakończyła się jego krótka kariera, to na dodatek czekała go walka o powrót do zdrowia. Co warto zaznaczyć niełatwa walka, bo stwierdzenie "złamany kręgosłup" z miejsca wywołuje ciarki nawet u niezorientowanego w temacie człowieka. - Jechałem z przodu i trafiłem na koleinkę w szczycie łuku. Wypuściłem jeszcze bardziej motocykl i znalazłem się na torze. Był to niefortunny upadek, złamałem kręgosłup. Nawet nie doleciałem do bandy. Skutki nadal odczuwam, choć nie przeszkadzają mi w codziennym życiu. Długo dochodziłem do siebie: pół roku spędziłem w szpitalu, rehabilitacja do pełnej sprawności trwała z 3 lata - oznajmił 36-latek w rozmowie z Trojmiasto.pl. Miłość do żużla nigdy nie wygasła Początkowo wydawało się, iż ogromna tragedia spowoduje brutalne rozstanie wychowanka Wybrzeża z czarnym sportem. Nic bardziej mylnego. Nie minęło kilka lat, a Maciej Pawłowski ponownie pojawił się w parku maszyn, tym razem w roli mechanika. - Od razu nie robiłem wszystkiego. Mogłem coś umyć czy przenieść i tyle. Ruch oraz przemieszczanie się pomogły mi w odzyskaniu pełnej sprawności - podsumował pierwsze lata pracy. Po latach okazało się, że były zawodnik ma smykałkę do nowej roboty i do 2022 roku współpracował z wieloma zawodnikami, w tym między innymi z Renatem Gafurowem, Krzysztofem Jabłońskim czy Piotrem Świderskim. Młodsi kibice mogą go kojarzyć głównie za sprawą Karola Żupińskiego, któremu jeszcze nie dawno przygotowywał motocykle. Kilka tygodni temu mechanik zdecydował się jednak na powrót do rodzinnego miasta i dołączył do teamu kolejnego uznanego żużlowca - Adriana Gały. - Jak trafiłem do Adriana? Czysty przypadek. Znamy się długo, spotkaliśmy się na Grand Prix w Toruniu. Ja już wtedy skończyłem współpracę z Karolem Żupińskim, a Adrian rozstał się ze swoim dotychczasowym mechanikiem. Od słowa do słowa, tak wyszło. Tydzień później do mnie zadzwonił i się dogadaliśmy - zdradził kulisy negocjacji. Bycie mechanikiem nie jest dla każdego Praca ze sprzętem na pierwszy rzut oka wydaje się być spełnieniem marzeń każdego kibica czarnego sportu. Jeżeli zajrzymy za kulisy, dojdziemy do wniosku, że to zajęcie dla prawdziwych twardzieli. - Od marca do października koncentrujemy się tylko i wyłącznie na żużlu, na silnikach i wyjazdach na zawody. To bardzo męczący i intensywny czas. Długo jednak nie siedzimy, po miesiącu wolnego zabieramy się dalej do pracy. Coś trzeba robić - opisał szczegóły swojego fachu Maciej Pawłowski. Co warto zaznaczyć, z zarobkami również nie ma szału. Oczywiście najlepsi mogą liczyć nawet miesięcznie na pięciocyfrowe kwoty, lecz to przywilej niewielu osób z tej branży. Najwięcej problemów pojawia się rzecz jasna zimą, kiedy żużlowcy udają się na zasłużony odpoczynek.