Gdy Włókniarz Częstochowa ogłaszał transfer Mikkela Michelsena, większość zachwycała się sposobem ogłoszenia transferu, który wyróżnił się na tle, jak się wtedy wydawało, działających sztampowo klubów żużlowych. Nie minęło jednak wiele czasu, a okazało się, że wszyscy, którzy tak surowo oceniali działy marketingu drużyn PGE Ekstraligi, byli w błędzie. Po ciekawym filmie Betard Sparty Wrocław w klimacie Harrego Pottera, którym ogłoszono przedłużenie kontraktu przez Macieja Janowskiego, do gry, cały na biało, wkroczył grudziądzki GKM. Grudziądzanie nie tylko kreatywnie ogłosili transfer Maxa Fricke'a, ale jeszcze w subtelny sposób wykpili żużlowca, który złamał dane GKM-owi słowo, czyli Krzysztofa Kasprzaka. Nagranie prezentuje prezesa GKM-u, Marcina Murawskiego, który gra w popularną serię The Sims. Prezes przegląda sobie zawodników z kadry zespołu w grze by na dłuższą chwilę zatrzymać się właśnie na Kasprzaku. Najpierw zakłada na niego strój klauna, później hot-doga, a na koniec Murawski usuwa zawodnika z kadry i dodaje nowego żużlowca, Maxa Fricke'a. Max Fricke - zrealizowany cel GKM-u Grudziądz 26-letni Australijczyk trafia do Grudziądza w tym okienku transferowym, choć już w poprzednim grudziądzanie mocno starali się o pozyskanie Fricke’a. Wtedy żużlowiec pozostał w Stelmet Falubazie Zielona Góra i liczył na to, że z tym zespołem uda mu się szybko wrócić do PGE Ekstraligi. Zielonogórzanie nie awansowali, więc Fricke wybrał Grudziądz, choć i tym razem działacze GKM-u nie mieli łatwego zadania. Grudziądzanie porozumienie z zawodnikiem osiągnęli jeszcze w trakcie sezonu, gdy nie było wiadomo z jakim rezultatem rozgrywki zakończy Stelmet Falubaz. Zielonogórzanie nie odpuścili Australijczyka bez walki i zdołali odkręcić pierwsze porozumienie żużlowca z GKM-em. Grudziądzanie nie dali jednak za wygraną i po raz drugi dogadali się z Frickiem. Gdy Falubaz przegrał finał, odetchnęli z ulgą, choć nie był to koniec problemów. Falubaz nie awansował, ale krośnieńskie Wilki, które pokonały zielonogórzan w finale eWinner 1. Ligi szukały wzmocnień i złożyły Australijczykowi naprawdę dobrą ofertę. Działacze z Krosna nie przekonali Fricke’a do zmiany klubu, ale spowodowali, że GKM musiał podwyższyć stawki Australijczyka do 8 tysięcy za punkt i 900 tysięcy za podpis. Ostatecznie saga z Frickiem zakończyła się dla GKM-u pozytywnie i stały uczestnik cyklu Grand Prix będzie w przyszłym roku zdobywał punkty dla grudziądzkiej drużyny. Zobacz także: Uciekł z ekipy mistrza Polski. Tego chciał uniknąć Mieli wspinać się na szczyt, a spadli na dno Po miesiącu wszyscy ich skreślili. Powstali jak Feniks z popiołów