O co chodzi z tym preparowaniem torów. Ano o to, że gospodarze, chcąc sobie pomóc, robią na torze różniące się od siebie pasy (ścieżki). Kilka metrów od krawężnika jest bardziej przyczepne od reszty. Miejscowi zawodnicy o tym wiedzą i skrzętnie to wykorzystują. Goście, zanim się połapią, to na tablicy jest już taki wynik, że nie są w stanie tego nadrobić. Jednak porażka, to w tej sytuacji najmniejszy problem. Większym jest to, że przy prędkościach przekraczających 100 kilometrów na godzinę przejechanie motocyklem z miejsca twardego w takie bardziej przyczepne może spowodować upadek. Konsekwencje są trudne do przewidzenia. Raz, to może być siniak i zadrapanie, innym razem poważne złamania i wstrząśnienie mózgu. W żużlu zjawisko wygrywania za wszelką cenę jest jednak dość powszechne. Miliony, jakie kluby dostają z telewizji, powodują, że cel uświęca środki. Tylko przy okazji tragedii przypomina się, że czarny sport pochłonął ponad 300 ofiar. Problemy z torem mieli w Krośnie już rok temu Cellfast Wilki już rok temu miały problemy przez tor. Ich mecz z Enea Falubazem Zielona Góra zakończył się walkowerem (0:40), bo sędzia Jerzy Najwer obszedł tor, wbił w kilku miejscach śrubokręt i powiedział: tu jest niebezpiecznie i ścigać się nie będziemy. Wilki poza walkowerem zostały też ukarane finansowo. Po tamtej wpadce sytuacja w Krośnie wróciła do normy, ale w tym sezonie problemy wróciły ze zdwojoną siłą. Klub zapewnia w oświadczeniu, że nie kombinuje z torem, nie preparuje go, ale wszystkim tegorocznym meczom beniaminka towarzyszy gorąca atmosfera. Już trener For Nature Solutions Apatora Toruń Robert Sawina zwracał uwagę na leżące na torze kamienie i chciał składać protest w związku z niejednorodną granulacją. Nie ma jednak na to paragrafu w regulaminie. Ekstraliga długo patrzyła na to przez palce Władze ligi po meczach z Apatorem i ZOOleszcz GKM-em Grudziądz przymknęły jednak oko, tłumacząc sobie, że kamienie i wymagająca nawierzchnia (3-krotny mistrz świata Nicki Pedersen po dwóch biegach się wycofał z jazdy, bo nie miał siły utrzymać motocykla), to efekt tego, że stadion Wilków przez kilka ostatnich miesięcy był wielkim placem budowy, a po pierwszym łuku regularnie jeździły wielkie samochody dostawcze. Po trzecim meczu w Krośnie miarka się jednak przebrała. Sędzia Paweł Słupski zarządził próbę toru, ale przerwał spotkanie po 9. biegu (wynik 28:26 dla Stali zgodnie z regulaminem zaliczono), a już po chwili Ekstraliga Żużlowa ogłosiła na swoich stronach, że Komisja Orzekająca Ligi zajmie się sprawą, że posypią się kary. Po kilku godzinach Ekstraliga złożyła do Polskiego Związku Motorowego wniosek o zabranie Wilkom licencji toru. Z centrali zasadniczo popłynął głos, że Słupski w ogóle nie powinien był rozpoczynać meczu, że powinien ukarać Wilki walkowerem. Kibice zapłacili za parodię, ale bronią klub Kibice Wilków, choć zapłacili za bilety nawet i 70 złotych, a w zamian dostali parodię ścigania i żużla, stoją murem za klubem. W mediach społecznościowych piszą o jakiejś koalicji, która chce się pozbyć Wilków z ligi. Prawie nikt z broniących klub nie zadaje sobie pytania, jak to możliwe, że tor, który w miniony wtorek został oceniony jako wzorowy na zawodach Ekstraligi U-24, pięć dni później był tragiczny i nawet opóźnienie meczu o godzinę i zarządzenie dodatkowych prac nie było w stanie go naprawić. Przeprowadziliśmy małe śledztwo. Okazuje się, że kiedy we wtorek komisarz meczu U24 opuszczał stadion, to tor był praktycznie gotowy do przykrycia przed zapowiadanymi opadami. Kiedy jeszcze komisarz był na stadionie, to prezes i menadżer Wilków dostali na komórkę alerty RCB o deszczu i możliwych podtopieniach. Pierwszym odruchem w takiej sytuacji powinno być natychmiastowe rozłożenie plandeki. Nawet jeśli tor nie został jeszcze ubity. To się jednak nie stało. Potem trener Wilków Ireneusz Kwieciński tłumaczył, że już mieli rozkładać plandekę, ale zaczęło padać, Komisarz wyjechał około 21.00. Wiemy, że o 22.00 wciąż nie padało. Plandekę spokojnie można rozłożyć w ciągu godziny. O plandece piszemy, dlatego że Wilki tłumaczą stan toru w niedzielę opadami, które miały miejsca od wtorku wieczorem do nocy z czwartku na piątek. Wzorowy tor na U24 to była zasłona dymna? W Ekstralidze i w PZM sądzą, że Wilki nie położyły plandeki, bo po wtorkowych zawodach planowały treningi i prace, które miały odmienić tor o 180 stopni na niedzielne zawody ligowe. Ten tor znów miał być wymagający, trudny. Ta optyka nabrała jeszcze większego sensu, gdy okazało się, że Anders Thomsen, jeden z liderów Stali miał wypadek w lidze duńskiej. Można było założyć, że na ciężkim torze mu nie pójdzie, a to zwiększało szansę Wilków na wygraną. Thomsen, choć z kłopotami, ostatecznie dwa razy przyjechał drugi, a Stal w chwili przerwania meczu prowadziła 28:26 i wygrała. Wilki straciły punkty, których może im zabraknąć do utrzymania, a dodatkowo odebrano im licencję toru, de facto zamykając stadion dla ligowych spotkań. To kara za mecz, w którym zawodnicy nie potrafili się ścigać i składać w łuku. Kolejne okrążenia pokonywali, jadąc wyprostowanymi motocyklami. Normalnie jechali nieliczni. Większość skupiała się na tym, żeby nie upaść. Sędzia miał miękkie serce, komisarz pojechał jak na wycieczkę Wilki teraz zapowiadają pełną współpracę ze związkiem w celu poprawy stanu nawierzchni. Wcześniej jednak najpewniej zapłacą karę i już do końca sezonu będą na cenzurowanym. Bo w niedzielę groźnych sytuacji i upadków, choć zawodnicy jechali na pół gwizdka, nie brakowało. I jak mówią nam w PZM, winę za to ponosi wyłącznie klub. Nie sędzia (oceniając po fakcie, jego jedynym błędem mogło być to, że miał miękkie serce i w ogóle zgodził się na jazdę), ani nie komisarz (bo choć nie nakazał on w sobotę żadnych prac, a tor oceniał, jako dobry, to nie zwalnia to klubu z obowiązku przygotowania bezpiecznej nawierzchni). Niewiele brakowało, a w miniony weekend mielibyśmy dwa skandale. Zdunek Wybrzeże Gdańsk zdradził jednak jeden z kibiców, którzy wrzucił na media społecznościowe zdjęcie pokazujące, że na torze trwają intensywne prace. Gdy przyjechali sędzia z komisarzem, okazało się, że pięć metrów od krawężnika jest głęboko zbronowane. Szybki pas miał pomóc Wybrzeżu, a zaszkodzić gościom - niemieckiego MF Trans Landshut Devils. Osoby funkcyjne zarządziły jednak prace, tor został mocno ubity, i to goście czuli się na nim lepiej. Wygrali 46:44. Kiedyś jeździli na kartofliskach, a potem liczyli połamane kości Dawniej żużlowcy ścigali się na kartofliskach, torach przeoranych rolniczymi narzędziami po pachy. Teraz jednak jest to niemożliwe, bo silniki są agresywne, a prędkości na prostych przekraczają 120 kilometrów na godzinę. Kiedyś tak szybko się nie jeździło. Dlatego, gdy w 2011 Unia Leszno zrobiła przyczepny pas na półfinał z Unibaxem, to Emil Pulczyński złamał nogę, natomiast Adrian Miedziński obojczyk. Unii zabrano wtedy licencję toru. Odzyskała ją, bo prezydent miasta pojechał z prezesem klubu do ówczesnego szefa PZM Andrzeja Witkowskiego i obiecał poprawę. W ostatnich latach problemów z torami jest coraz mniej. Pojawienie się komisarzy, patrzenie klubom na ręce ukróciło proceder preparowania torów. Od czasu do czasu zdarzają się jednak takie numery, jak ten w Krośnie. 3 lata temu Włókniarz Częstochowa został ukarany walkowerem po dosypaniu dodatkowego materiału, co utrudniło przygotowanie toru na zawody.