Dariusz Ostafiński, Interia: Za chwilę ma ruszyć sezon żużlowy w Polsce, ale pan nie przyjdzie do Rzeszowa. Słyszałem, że zgłosił się pan do armii? Andriej Karpow, żużlowiec Texom Stali Rzeszów: Nie mogę i nie chcę wyjechać z Ukrainy. Nie mógłbym zostawić rodziny. A skoro jestem, to nie będę siedział z założonymi rękami. Zrobiłem to, co należało zrobić. My ludzie na Ukrainie musimy zrobić wszystko, żeby zatrzymać ruskie wojska, żeby oni już dalej nie poszli. Myśli pan, że się uda. - Nie wiem, co będzie dalej, ale jakbyście byli na moim miejscu, to wiedzielibyście, że inaczej nie można. Teraz sport jest dla mnie najmniej ważny. Jesteśmy tutaj na Ukrainie, jak w jakimś więzieniu, a to, co się dzieje wokół nas, to jest po prostu tragedia. My to wszystko, co dzieje się na Ukrainie oglądamy na ekranach telewizorów. - Na żywo to wygląda gorzej niż w telewizji. I coś panu powiem. Już nie ma żadnego braterstwa Ukrainy z Rosją, to już jest skończone na długie lata. Oni to zrobili, posyłając do nas armię. Zresztą ta ich armia to w dużej części dzieci. Mają po 18, 19, góra 20 lat. Oni nawet nie wiedzą, gdzie przyjechali. To jest masakra. Te dzieci z ich armii zawsze idą z przodu, jak żywe tarcze, a za nimi ciężkie wojska i żołnierze z Czeczeni. Oni się tymi dzieciakami zasłaniają. Ja nie jestem wojskowym, ale dla mnie to jest nieludzkie, niepojęte. Pan mieszka blisko granicy z Polską, w Łucku. Czy to oznacza względny spokój? - Nie. Lotnisko w Łucku rozwalili nam już pierwszego dnia. Niby jesteśmy daleko od Kijowa i terenów, gdzie są najcięższe walki, ale syreny wyją co jakiś czas, ludzie chowają się w schronach, a Rosjanie punktowo niszczą naszą infrastrukturę. Ja nie wiem, co jest nie tak z Putinem, co on ma w głowie? Czy on jest psychicznie chory? Niektórzy, patrząc na zniszczone bombami domy mieszkalne mówią wprost, że Putin jest zbrodniarzem wojennym, porównują go nawet do Hitlera. - Dla mnie to niepojęte, że zamiast sportowej walki z Rosjanami na boisku, czy żużlowym torze, mamy takie coś. Oni strzelają do dzieci, kobiet. Nie potrafię patrzeć spokojnie, jak oni walą prosto w nas, w nasze domy. Człowiek patrzy, klnie, dalej patrzy. Nie jest łatwo. Pięknie zachowuje się prezydent Wołodimir Żełeński. - On już przeszedł do historii. Dlatego, że pokazał charakter, że jest z nami, że nie ucieka. Pan nie miał takiej pokusy? - Nie. Raz, że się nie da, bo mama chora. Właśnie przeszła koronawirusa i lepiej dla niej, jak zostanie w domu, zamiast podróżować. Dwa, że ja sobie nie wyobrażam, że teraz miałbym wyjechać i opuścić kraj. Wiem, niektórzy to zrobili, ale ja zostaję. Żużel jest teraz dla mnie na drugim miejscu. Nie czułbym się dobrze, gdybym teraz zostawił mój kraj. W Kijowie wszyscy przebrali się w wojskowe ciuchy, chwycili za karabiny i walczą. W takiej sytuacji po prostu nie można wyjechać. Pan też złapie za karabin? - Nie wiem. Na razie zostałem wyznaczony do pomagania tym, co walczą. Zgłosiłem się i dostałem zadania dostarczania żywności i wszystkich innych ważnych rzeczy tym, którzy bronią kraju. Cieszę się bardzo, że mogę to robić. Nasze chłopaki tego potrzebują. I żeby im się udało, bo już mamy dość pomysłów tego chorego człowieka. Przez niego mamy taki stres, że trudno to opisać. Żyjemy w ciągłym strachu. Nie tyle o siebie, ile o najbliższych. Nigdy nie wiesz, gdzie spadnie rakieta. Jak już mówiłem, syreny wyją, a ruskie drony latają i szukają celów. Myśli pan, że wytrzymacie to wszystko, że przegonicie Rosjan? - Putin myślał, że w jeden, dwa dni zajmie Kijów. My jednak pokazaliśmy charakter oraz to, że jesteśmy wojownikami. My nie jesteśmy ślamazarnym narodem, my mamy jaja. Dlatego mam nadzieję, że nam się uda. Avelina Łaguta, żona Artioma Łaguty, wrzuciła na Instagrama post, w którym rozczula się nad kilkoma szybami wybitymi w ambasadzie. Ona jest też aktywna na jednym z rosyjskich portali społecznościowych, gdzie wyraźnie opowiada się po stronie agresora. - Avelina pisze bzdury. Nigdy z nią nie rozmawiałem, nie wiem też, jak świat postrzega Artiom. Powiem natomiast, że to, co się u nas dzieje jest nieludzkie. Te ataki na domy cywilów, to jest po prostu zbrodnia. Nie wiem, jak można to popierać, jak można uważać, że atak na ambasadę to jest to samo, co inwazja i strzelanie do ludzi. Przede wszystkim nie wolni jednak zapominać, kto wywołał wojnę. - Nic by się nie działo, gdyby nie rosyjska agresja. Nikt nie atakowałby ambasady. U nas też ludzie opuszczali w pośpiechu rosyjskie placówki w kilku miastach. Palili dokumenty, usuwali wszystko z telefonów i zmykali. Bali się gniewu ludzi. Putin straszy bombą atomową, a rosyjskie wojska zajęły teren elektrowni jądrowej w Czarnobylu. Czy pana to nie przeraża? - Nie wiem, co o tym myśleć. Wiadomo, że ta elektrownia jest uśpiona, ale wystarczy jeden błąd i nieszczęście gotowe. Ukraińcy na razie zdecydowali, że nie będą wyganiać Rosjan z Czarnobyla. Chyba liczą na to, że prędzej czy później Rosjanie się wystraszą i sami uciekną. Nikt nie dopuszcza do siebie myśli, że oni wykorzystają zajęcie elektrowni do tego, by zaatakować świat. Inna sprawa, że to wszystko pokazuje, jak niebezpieczny jest Putin. Odsunięcie tego człowieka od władzy, to jest wyzwanie dla całego świata.