Ciekaw jestem jakby wyglądała rywalizacja Stelmet Falubazu z ZOOLeszcz GKM-em jeśli w tym roku zorganizowanoby baraże o PGE Ekstraligę. Uważam, że drużyna z Zielonej Góry wcale nie stałaby na straconej pozycji. Dodatkowe zawody to też trochę więcej radości dla kibiców, więc dwumecz cieszyłby się dużą popularnością. Już wszyscy jesteśmy głodni żużla, a sezon przecież skończył się dopiero kilka dni temu. W ostatnim tegorocznym meczu w Zielonej Górze dużo kontrowersji wywołały decyzje sędziego. Szczególnie chodzi o te wyścigi, które były przerywane przy podwójnym prowadzeniu gospodarzy. W jednym z nich ukarany upomnieniem został Piotr Protasiewicz, lecz naprawdę mimo szczerych chęci, ciężko było znaleźć jakąś jego winę. Nawarstwiło się ostatnio u niego tych ostatnich rzeczy. Ostatni mecz, ostatni bieg i ostatnie upomnienie. Po tym wszystkim łezka zakręciła mi się w oku. Zresztą chyba nie tylko mi. Wracając do przerywanych biegów, bezsporne jest to, że były one powtarzane w pełnej obsadzie i każdy miał równe szanse. Zgodzę się w tej kwestii z Jackiem Frątczakiem, który jak nikt inny potrafi ocenić zarówno siłę drużyny, jak i decyzje sędziego. Co warto zaznaczyć, Falubaz nie przegrał przez arbitra. To po prostu tania wymówka dla laików. Gdyby iść tym śladem, to w ocenie ekspertów błędem było wykluczenie Tobiasza Musielaka czy też brak literki "W" przy nazwisku Krzysztofa Buczkowskiego w ostatniej gonitwie. Mocna ekipa, pewni siebie zawodnicy jadą swoje i nie ma znaczenia czy bieg jest powtarzany czy nie. Trzeba też pamiętać, że o awansie do PGE Ekstraligi decydował dwumecz. Dlatego więc na porażkę Falubazu należy patrzeć przez pryzmat obu spotkań, a w tej chwili co niektórzy jakby zapomnieli o przegranej w Krośnie. Najpierw Falubaz, a potem Patryk Dudek Sam doskonale pamiętam naszą pierwszą walkę o złoto i mecz w Toruniu. Nieżyjący już sędzia podejmował decyzje, z którymi do dziś się nie zgadzamy, ale napędzona drużyna pomimo ciężkich warunków zachowała zimną krew i dzielnie broniła przewagi z pierwszego pojedynku. W taki oto sposób wygrywa się zawody, ligę czy mistrzostwo. Trzeba jechać na maksa i walczyć do końca o każde "oczko". Wielokrotnie byliśmy już świadkami dramatów i sytuacji, w których jeden mały punkt pozbawił kogoś sukcesu. Kilkanaście dni temu przekonali się o tym zielonogórzanie, a w sobotę Patryk Dudek, który miał szansę na srebrny medal mistrzostw świata, a ostatecznie wypadł z cyklu Grand Prix. Szkoda, że znalazł się poza czołową szóstką, bo miał tyle samo punktów co Daniel Bewley, a tylko o jedno "oczko" mniej niż dwóch żużlowców przed nimi. Kto by się spodziewał, że pomimo tylu rund i sporej ilości biegów na końcu zabraknie jednego punktu? Za to właśnie kochamy ten sport. Robert Dowhan Czytaj także:Drugi raz tego nie zrobi. Ten sezon go wiele nauczyłWitali go jak króla. Dostał telefon od mistrza świata