Dariusz Ostafiński, Interia: Panu się podoba, że selekcjonerem został człowiek, który 711 razy rozmawiał z "Fryzjerem"? Krzysztof Cegielski, były żużlowiec, telewizyjny ekspert: Czytałem, że pijany był, albo że nie pamiętał. Zasadniczo staram się szukać pozytywów. Czesław Michniewicz jest kibicem żużla, więc liczę na to, że będziemy nowego selekcjonera gościć na meczach naszej reprezentacji. A tak poważnie, panu to nie przeszkadza, że trenerem najważniejszej drużyny w naszym kraju została osoba, która regularnie kontaktowała się z szefem piłkarskiej mafii? - Jakoś specjalnie mocno się nie zagłębiałem w ten temat. Wiem jedynie, że trener Michniewicz nie ma żadnych zarzutów, a ja nie chcę być mądrzejszy od sądu. Nie wiem, tak do końca, jak trener się z tych połączeń tłumaczył. Powiedziałem na wstępie, co o tym czytałem, ale to cała moja wiedza. Mówimy o 711 połączeniach w krótkim czasie. - To nie jest powód do dumy, ale osoby nie z takimi zarzutami dostają kolejne szanse. Michniewicz też był niedawno trenerem Legii Warszawa, mistrza Polski. Legia, przy całym szacunku do niej, to jednak nie jest reprezentacja. Ta jest wizytówką, a my powołujemy człowieka z taką nie do końca jasną przeszłością. - Chciałbym wiedzieć, jakie argumenty przesądziły o wyborze Michniewicza. Lepszy byłby Nawałka, bo z nim to wszystko wyglądałoby ładniej, klarowniej. Nie byłoby takich kontrowersji. Jeśli jednak za wyborem Michniewicza stoją argumenty merytoryczne, sportowe, to ja bym chciał je poznać. Może jest coś, co ma przynieść sukces w meczach barażowych. Jeśli tak jest, to chyba nie mam nic przeciwko. Naprawdę? - Może Michniewicz ma w sobie coś, co sprawi, że wygramy baraże. Może mógł się lepiej wytłumaczyć ze swojej przeszłości. - Dlatego teraz mówimy o ryzyku. Podejmuje je prezes PZPN, ale i też nowy selekcjoner. Jak mu się uda, jak pokona Rosję, a potem następnego przeciwnika, to będzie bohaterem. Wtedy opinia publiczna wszystko mu wybaczy. Wtedy przejdzie z pozycji takiej nie do końca czystej do roli bohatera. W sumie szkoda, że ta przeszłość nie została jakoś lepiej wyjaśniona i zamknięta. Wtedy nie byłoby tej całej dyskusji, skupialibyśmy się na przyszłości. Bo kwestie wizerunkowe też są ważne. - To widać najlepiej na przykładzie żużla i Apatora Toruń, gdzie nagle okazało się, że nie ma miejsca dla trenera Tomasza Bajerskiego. Nagle przestał się podobać, nagle zaczął szkodzić wizerunkowi, bo wyszło na jaw, że nie rozliczył się z byłą partnerką. Kłopot w tym, że akurat tam każdy znał jego przeszłość i życie osobiste. Długo nie było to problemem, nagle jednak okazało się to argumentem przemawiającym za całkowitym skreśleniem Bajerskiego. Wróćmy do Michniewicza. Pan, będąc trenerem kadry też by go wybrał? - Mnie się spodobała wypowiedź trenera Franciszka Smudy, który stwierdził, że nie ma czasu na eksperymenty, że trzeba brać Nawałkę z Brzęczkiem, bo znają tę kadrę najlepiej i powinni ją poprowadzić dla wspólnego dobra narodowego. Oni znają plusy i minusy, wiedzą jakie błędy popełnili, więc na starcie byliby krok przed innymi. Prezes Kulesza postanowił jednak zaskoczyć. Szkoda, że nie do końca pozytywnie. - Jak powiedziałem ruch jest bardzo ryzykowany. Wiem zresztą, że Nawałka był na 99,9 procent trenerem kadry. Spotykam się z jego dobrym znajomym rozmawiamy i wiem, że na dzień przed tą woltą z Michniewiczew, Nawałka był przekonany, że jest trenerem. Inna sprawa, że on wiedział, że ten brakujący procent to wiele, że jeszcze wszystko może się zdarzyć. Wiedział, że po Kuleszy można się wszystkiego spodziewać. Niezbyt dobrze potraktowano Nawałkę. W zasadzie to okazał się być tylko kartą przetargową. W żużlu żaden wybór nie wzbudził takich emocji. - Ostatni wybór trenera i skreślenie kilku gwiazd, to był jednak mocno sensacyjny krok. Trzeba sobie jednak powiedzieć, że żużlowa kadra nie istnieje, więc nie wzbudza emocji. Szkoda, że żużlowe środowisko nie poparło mnie, kiedy krytykował ostatni finał Speedway of Nations. Castagna mnie krytykował, inni również, a mnie szlag trafia, jak jeździmy dobrze dwa dni, a potem ktoś się przewraca i przegrywamy złoto. Formuła faktycznie nam nie sprzyja. - A przez brak złota nigdzie nas nie ma. Srebro się nie przebiło. Jakby było złoto, jakbyśmy zostali drużyną roku, to nie tylko Fajdek miałby z tym kłopot. Wtedy jednak reprezentacja by żyła. Tyle tylko, że to musiałoby być złoto w mistrzostwach świata, a nie w czymś, co się nazywa Speedway of Something, pardon Speedway of Nations. Castagni obojętne kto wygra, ale nam nie powinno to być obojętne.