Były prezes Falubazu zadzwonił do sponsora klubu z Ostrowa Po pierwszych wyścigach półfinału play-off w Ostrowie przecierałem oczy ze zdumienia. Pozwoliłem sobie nawet zadzwonić z pytaniem do jednego z dużych sponsorów wykładających kasę na Ostrovię, o co chodzi, że tak nie wolno bić mojego Falubazu. Ale od czego w parku maszyn jest dyrektor sportowy Falubazu - Piotr Protasiewicz. Widziałem w telewizyjnym przekazie, jak były świetny żużlowiec dyrygował zawodnikami w parkingu. Dobrze, że Falubaz ma kogoś takiego w zespole. Wielokrotnie pisałem, że skład Zielonej Góry na PGE Ekstraligę jest domknięty. Falubazu z krwi i kości będzie tam jak na lekarstwo, ale widzę w tej ekipie spory potencjał, nawet na awans do ćwierćfinału. Magia i moda na Falubaz wraca. Liczba kibiców na wyjazdach świadczy o odrodzeniu zainteresowania i utożsamiania się z drużyną. Niedziela przyniosła nam emocje tylko połowicznie. Motor dwukrotnie rozwalcował Włókniarza i drugi raz z rzędu znalazł się w finale. Droga do obrony tytułu mistrzowskiego stoi otworem. To naprawdę spory wyczyn. Już teraz zespół z Lublina jest na topie, a z moich wiadomości wynika, że będzie jeszcze mocniejszy. Mogę szerzej uchylić rąbka tajemnicy, że już bez Jarka Hampela, który wraca na stare śmieci. Ludzie na trybunach płakali, prezes Rusko zachowywał stoicki spokój We Wrocławiu pełen stadion zobaczył frapujące, napakowane dramatycznymi momentami widowisko. Sparta wyprowadziła nokautujący cios na początku spotkania. Apator był na deskach. I wtedy zobaczyliśmy coś, co nazywamy pechem jednych i szczęściem drugich. Najpierw awaria sprzętu doprowadziła do kontuzji krajowego lidera Sparty - Maćka Janowskiego, a za chwilę debiutant - Charles Wright z pełnym impetem uderzył w bandę. Dwóch zawodników w szpitalu, a w parkingu Tai Woffinden, który leczy skomplikowany uraz. Szanse na to, że zobaczymy go jeszcze w bieżącym sezonie są marne. Stadion zamarł. Trybuny pokryły się ciszą. Jedni ocierali z policzków łzy, inni kręcili głową w geście niedowierzania. Znamienny był widok prezesa Andrzeja Rusko, który starał się zachować powagę i próbował opanować lekko przestraszonych zawodników. Jego obecność między żużlowcami Sparty jest nieoceniona. Zawsze dodaje otuchy zespołowi. Krysia Kloc aż zbladła. Ona zawsze przeżywa zawody, kiedy drużynie nie idzie często chowa twarz w dłoniach. Teraz też nie potrafiła powstrzymać emocji. Sport już taki jest. Okrutny i piękny jednocześnie. Wydawało się, że Toruń dostaje na srebrnej tacy niepowtarzalną szansę na odrobienie strat i zepchnięcie wrocławian do piekła. W pewnym momencie meczu brakowało już tylko czterech "oczek", żeby złapać podziurawionych jak najlepszej jakość ser szwajcarski gospodarzy. I wtedy cali na biało do akcji wkroczyli juniorzy. Kowalski z Małkiewiczem wprowadzili "Olimpijski" w eksatazę. Stadion odleciał. Nie było już łez smutku, ludzie, którzy jeszcze przed chwilą złorzeczyli na wstrętny los, zaczęli wpadać sobie w ramiona. Przy cały szacunku dla Apatora, ale ich awans do finały byłby kontrowersyjny i może nawet nie fair. Sparta ujęła mnie mobilizacją, heroizmem. Trudny moment ich zjednoczył. To co zrobili zasługuje na ogromny szacunek. Z żużlowym pozdrowieniem Senator Robert Dowhan