Żużlowcy to grupa zawodowa o której często mówi się, że jej przedstawiciele są uzależnieni od adrenaliny. Nie ma przypadku w tym, że tak wielu z nich nawet podczas posezonowej przerwy stara się rywalizować w innych sportach. Dyscypliną królującą w zimowo-jesiennym kalendarzu zawodników jest motocross, który w środowisku budzi jednak spore kontrowersje. Wielu szkoleniowców alarmuje, że walory treningowe takich wyścigów są nieproporcjonalnie małe w stosunku do ryzyka kontuzji. Wiele razy mieliśmy do czynienia z tym, że któraś z gwiazd musiała odpuścić pierwsze ligowe spotkania wiosną ze względu na uraz odniesiony podczas jazdy po wertepach. Niektórzy zawodnicy zimą zupełnie rezygnują jednak z ryku silników. Tobiasz Musielak poświęca wolny czas stajni koni prowadzonej przez niego wespół z żoną. Wielu jego kolegów po fachu wybiera się też w Alpy czy nasze polskie Tatry, by szusować na nartach i snowboardzie. Inni instalują w swych domach specjalne stacjonarne rowery, które umożliwiają im rywalizację z przeciwnikami przez Internet. Wszystkich ich przebił jednak Janusz Kołodziej, który zajął ostatnio siódme miejsce w Mistrzostwach Polski Modeli Zdalnie Sterowanych. - Przygoda zaczęła się przed 2010 rokiem. To był chyba 2007, 2008 lub 2009 roku. To był taki epizod, że pojeździłem chwilę, a później miałem przerwę, przestój, bo muszę brać udział w swoim sporcie i nagle wypadłem z tego wszystkiego, natomiast od zeszłego roku wróciliśmy do łask i jeździmy w zawodach - przyznał YouTube’owemu kanałowi RC Noobs. Co ciekawe, zawodnik twierdzi, że wyścigi zdalnych samochodzików mają dla niego dużą wartość treningową. - Oczywiście tutaj trzeba pracować nad tym, aby szybko sterować modelem. To jest moim zdaniem mega fajny trening. Musimy cały czas działać przy modelu, ustawiać go, testować różne techniki jazdy, nadążać wzrokowo za modelem. Jest dużo pracy, ale to tylko pomaga w jeździe na żużlu, bo to jest motoryzacja, a to mega kręci - mówi.