Kamil Hynek, Interia: Od ponad 25 lat zajmujecie się profesjonalną zabudową samochodów. Jak zrodził się pomysł na taki profil firmy? Jacek Swierz, właściciel firmy Tapsam Design: O, to długa historia. Mamy czas. - Ukończyłem szkołę w Lesznie jako mechanik samochodowy. Gdy byłem nastolatkiem, to dorabiałem sobie u wuja który był tapicerem meblowym. To on nauczył mnie fachu tapicerstwa. Ta umiejętność bardzo przydała mi się w późniejszej pracy w Niemczech, kiedy zahaczyłem się w firmie, zajmującej się tworzeniem prototypów samochodów. Zainspirowany pracą za granicą, po czterech latach wróciłem do Leszna. Właśnie wtedy postanowiłem, że stworzę Tapicerstwo Samochodowe. Początkowo zajmowałem się mniejszymi pracami, takimi jak tapicerki, sufity, czy obszycie kierownicy. Kiedy nastąpił rozkwit firmy i żużlowy boom? - Lata dziewięćdziesiąte były dla mnie przełomowe. W 1996 roku przeprowadziłem się z rodziną do Włoszakowic. Rok później uległem poważnemu wypadkowi samochodowemu, który wymusił na mnie poruszanie się oraz prowadzenie firmy z perspektywy wózka inwalidzkiego. Wówczas bardzo pomogła mi moja żona Ania. W tych samych latach zaczęły zmieniać się przepisy w zakresie bezpieczeństwa na drodze, pojawiły się też transfery zawodników między klubami, a rok później ruszyła fala transferów międzynarodowych. Pod koniec lat dziewięćdziesiątych przyjechał do mnie Tony Rickardsson. Szczerze mówiąc kojarzyłem go tylko ze zdjęć, ale moja żona Ania, którą jest największą fanką żużlową jaką znam, rozpoznała go od razu. Szwed był pierwszym zagranicznym zawodnikiem, któremu wykonałem zabudowę samochodową. Potem ruszyło już lawinowo. Poczta pantoflowa załatwiła sprawę. Zawodnicy zjeżdżali się do mnie jeden po drugim. Wspomnę tylko Tomasza Golloba, Piotra Protasiewicza czy Adama Skórnickiego. A który sportowiec, zawodnik był waszym pierwszym klientem? - Zawodników zaczęłam poznawać poprzez mojego szwagra Henryka, znanego mechanika Unii Leszno. To dzięki niemu nawiązałem znajomość z Romanem Jankowskim. I to właśnie on oddał nam w swoje ręce samochód jako pierwszy. Podobno łatwiej zliczyć żużlowców, którzy nie korzystali z waszych usług. - Po sytuacji z Romanem Jankowskim, Ania wpadła na pomysł, aby założyć zeszyty z podpisami dla naszych dzieci. Od tamtej pory, każdy zawodnik, który wykonał u nas zabudowę samochodu, zostawiał swój autograf. Nie jesteśmy w stanie ich zliczyć, niektórzy zawodnicy do teraz wpisują się na jednej stronie z kilkoma innymi żużlowcami. Brakuje miejsc, jak na czapce Kadyrowa. Czy zawodnicy jak już raz do was przyjdą, to najczęściej wracają? - Zawodnicy wykonujący zabudowy samochodowe u nas, cyklicznie wracają po nowe. Często zatrzymują się u nas na kawę, bo akurat byli w przejazdem. Staramy się ze wszystkimi utrzymywać świetny kontakt. Zawsze marzyłem o rodzinnej firmie, w której klienci poczują się jak w domu. Jakie oczekiwania najczęściej mają żużlowcy, na czym najbardziej im zależy? - Każdy zawodnik stawia na komfort i wygodę oraz na łatwość zapakowania sprzętu do samochodu, żeby wszystko miało swoje miejsce. Półki, które spersonalizowaliśmy typowo pod ich koła do motocykli oraz kaski, to pierwsza rzecz, która wybierana jest przez żużlowców. Dalej, wygodne miejsce w samochodzie - zawodnicy a zwłaszcza ich mechanicy pokonują tymi busami bardzo długie trasy. Zależy im na wygodnej kanapie, na której bez problemu pokonają potężne, liczone w tysiącach kilometrów dystanse. Kolejna sprawa, to wygodne łóżka, na których mogą wypocząć po trasie lub się przespać. W ramach dbania o bezpieczeństwo naszych klientów, wszystko co robimy - poddajemy testom. Zawodnicy zamawiając u nas zabudowę, wiedzą że podróżować będą bezpiecznie. Zawodnicy mają jakieś fanaberie? - Nie uważamy zachcianek w samochodach za jakieś fanaberie. Polityką naszej firmy jest wykonanie samochodu pod zamówienie, więc jesteśmy przyzwyczajeni do rożnych wymagań klientów. Ale z ciekawostek, mogę panu opowiedzieć trzy dawne przypadki w naszej firmie. Proszę bardzo. - Z dwadzieścia lat temu pojawił się u mnie zawodnik, który wymarzył sobie cały samochód w czarnych barwach. Wtedy była to dla mnie olbrzymia fanaberia, w tamtych latach modne były kolory, wzory - a tu nagle wszystko czarne. Nie umiałem tego zrozumieć, ale wykonałem taką zabudowę. Dobrych parę lat później wpadł do nas bardzo znany zagraniczny zawodnik. Zamiast kanapy, zamarzył sobie specjalną skrzynię, w której mógłby się schować i spać. Panicznie bał się wypadnięcia podczas spania, a cenił sobie bezpieczeństwo oraz odpoczynek. Nie zrobiliśmy tej zabudowy w taki sposób jak chciał, ponieważ było to niezgodne z przepisami. Z nowszych przypadków, parę lat temu montowaliśmy w samochodzie, taki olbrzymi fotel do masażu. Nie wiem, czy można nazwać to odlotem, bo gdybym miał taką opcję, to też zamontowałbym sobie takie siedzisko (śmiech) Czy żużlowcy, to wdzięczna grupa klientów? Pracujemy z nimi od zawsze i nigdy nie mieliśmy żadnych zastrzeżeń. W sezonie jest tak, że nie macie w co ręce włożyć, czy żużlowcy zwracają się do was przeważnie w przerwie zimowej? - Ich żużlowy sezon się kończy, a nas sezon żużlowy się zaczyna. Tak to działa. I faktycznie mamy wtedy ręce pełne pracy. W czasie, kiedy rozgrywki są w toku, my budujemy samochody dla ludzi z wielu innych branży. A jest coś, czego w samochodzie się nie dotykacie? Macie jakąś sferę, w którą nie wchodzicie? - Nie interesuje nas konstrukcja samochodu. Ludzie mają przeróżne wymagania, więc próbujemy zawsze zrobić tak, żeby klient był zadowolony - czasami nawet kwestią kompromisów. Polak nie byłby ze sobą, gdyby nie zaglądnął do czyjegoś portfela. W takim razie pytam, ile to kosztuje i od czego zależą ceny? - Nasze ceny kształtują trzy pakiety. Pierwszy, nazywamy Tapsam Designs Edition, to gotowa oferta dla klientów sportów motorowych, zawierająca pełną konfigurację potrzeb dla tego typu zabudowy. Drugi, to Tapsam Special Edition - razem z nami klient konfiguruje zabudowę swojego samochodu na podstawie specyfikacji bazowej wraz z dodatkowymi opcjami, które wybiera klient. Trzeci zaś, to Gold Edition. Jest to pakiet jest najdroższy. Klient sam kreuje własną zabudowę samochodu z naszą pomocą (rozwiązanie na zamówienie). Do tej grupy, najczęściej należą osoby prywatne, które oczekują od wnętrza zupełnie czegoś innego niż na przykład żużlowcy. Klient zapłaci proporcjonalnie do wybranej konfiguracji zabudowy Czy któraś ze znanych postaci spoza żużlowego światka zwrócił się do was? - Mnóstwo osób z przeróżnych branż zdarzało nam się obsługiwać. Byli mistrzowie w motocrossie, speedwayu na lodzie, wyścigach motorówek, kolarze i tak mógłbym wymieniać. Ostatnio wzięliście w obroty wnętrze busa Nickiego Pedersena. Na torze, to prawdziwa bestia, mówi się też, że zawodnik ma olbrzymie ego i wymagania. Jak wam się z nim współpracowało, był zadowolony z efektów waszej pracy i nie rzucał zagłówkiem? - Nicki jest bardzo sympatycznym człowiekiem. Znamy się personalnie długie lata i współpracowaliśmy kilkukrotnie. Za każdym razem nasza kooperacja układała się perfekcyjnie. Tym razem Nickim zajęły się moja dzieci. Teraz, to córka i syn zajmują się działem handlowym oraz technicznym. Agata jest świetnym marketingowcem, bardzo łatwo przychodzi jej rozmowa w języku angielskim, to ona załatwiła wszystko od początku do końca, od umowy, przez wynajem apartamentu w hotelu po odbiór samochodu. Z kolei Marcin, jest perfekcyjny w sprawach technicznych, to on często wprowadza z klientami nowe rozwiązania i projekty do wnętrz i on pilnuje efektu finalnego. Tak też było w tym wypadku. Pedersen zażyczył sobie coś ciekawego? Trzykrotny mistrz świata bardzo chciał sterować wszystkim z miejsca, na którym siedzi podczas podróży. Nie było to dla nas zaskoczenie, często tworzymy nowe rozwiązania. Wtedy powstał pomysł na panel sterowania zintegrowany z barkiem w samochodzie. Klienci oszaleli na tym punkcie - od tamtego czasu prawie każde zamówienie ma dobrany taki pakiet. Gdy rozmawiałem z Agatą, powiedziała że współpraca z Nickim przebiegła na najwyższym poziomie i że takich klientów chciałaby przyjmować bez przerwy. Marcin wyrażał się w podobnym tonie. Jak Nicki przyjechał odebrać samochód, wszedł na nasz warsztat z olbrzymim uśmiechem. Zrobił sobie zdjęcie chyba ze wszystkimi pracownikami. Nikt zagłówkami nie rzucał (śmiech). Ile trwa praca nad przerobieniem wnętrza w jednym aucie? Gdy pracowałem sam, potrafiłem zrobić dwa, może trzy takie samochody do roku. Teraz moja ekipa liczy wielu świetnych fachowców, z których jestem bardzo dumny. Teraz wykonujemy około cztery takie zabudowy miesięcznie. Łatwo więc obliczyć, ile zajmuje nam praca nad jednym autem. Jak już jesteśmy przy Nickim, to jego zabudowa busa poszła nam jak po maśle. Duńczyk jest bardzo kontaktowym facetem, każde decyzje podejmowane były konkretnie, co tylko przyspieszyło budowę samochodu. Mieliście jakiegoś zawodnika, który strasznie "gwiazdorzył" i wydziwiał? - Na samym początku, trzeba pamiętać o jednej najważniejszej rzeczy. Samochód to nie jest dom z fundamentów, które możemy wylać. W takim aucie bezpieczeństwo to podstawa, więc gdy klient zażyczy sobie kanapę bez pasów bezpieczeństwa, my nie możemy się na to zgodzić. Kolejny punkt na liście to waga samochodu, której do pewnego pułapu, nie wolno nam przekroczyć. To oczywiste, że wydając na coś pieniądze chcemy aby było zrobione od a do z. Jednak zawsze, ale to zawsze rozmawiamy z klientami na ten temat i próbujemy im to tłumaczyć. Niestety nierzadko, klienci muszą z czegoś zrezygnować. Ale wracając do pana pytania, nie przypominam sobie jakiegoś wyjątkowo ciężkiego klienta. Zawodnicy przyjeżdżają ze swoimi gotowymi projektami, czy wy przedstawiacie swoje pomysły, wykonujecie coś od początku do końca? - Człowiek uczy się przez całe życie. Wiele lat doświadczenia dało nam wypracować system powiedzmy, niezawodny. Pakiety, które stworzyliśmy w naszej firmie są idealnym kompromisem pomiędzy pracą, życiem i hobby. Zdarzają się klienci z indywidualnymi pomysłami, które staramy się zawsze rozwiązać. Ale jednak, w większości przypadków, klienci oddają się w całości w nasze ręce, bo wiedzą, że zrobimy to z największą starannością. Siedziba firmy jest we Włoszakowicach koło Leszna, czy to oznacza, że jesteście zapalonymi fanami Fogo Unii i zawodnicy tego klubu mogą liczyć na specjalne zniżki? - Żużel w naszym kraju chyba od zawsze skupiał się na społeczności lokalnej. Mieszkając we Włoszakowicach, to jasne, że sercami zawsze jesteśmy za leszczyńskimi Bykami. Jednakże, znając tę branżę od środka, możemy śmiało rzec, że każdy z zawodników jest naszym ulubionym i nie umielibyśmy wybrać tylko jednego, ani też stwierdzić, która drużyna w naszym kraju jest najlepsza, by ją faworyzować w sposób pieniężny w naszej firmie. Wiadomo, że koronawirus uderzył we wszystkie branże, odczuliście na własnej skórze, po liczbie klientów, że jest na rynku lekki odwrót? - Jeżeli chodzi o sytuację związaną z koronawirusem, to wręcz przeciwnie. Podczas olbrzymiej narodowej kwarantanny, gdy rząd pozamykał wszystkie hotele, czy miejsca, do których można by się udać, ludzie zaczęli szukać rozwiązań alternatywnych. Takim sposobem jest na przykład wypad samochodem, na własną rękę, nie szukając płatnych noclegów, hoteli itp. Przez ten czas zgłaszało się do nas o wiele więcej osób niż zwykle. Ludzie nie chcieli już siedzieć w domach, więc zaczęły się wyjazdy kamperami. Jest tylko jedna rzecz, którą odczuliśmy. Mianowicie chodzi o towar. Gdy duże fabryki produkujące części, zatrzymały się z powodu pandemii, nie mieliśmy dostępu do znacznej ilości sprzętu. Musieliśmy szukać tych rzeczy sami, co nas mocno absorbowało, a czasami też ponosiliśmy za to większe koszty.