O Eriku Rissie pamięta już mało który polski kibic interesujący się klasyczną odmianą żużla. W naszej lidze Niemiec w sezonie 2023 odjechał zaledwie trzy wyścigi, w których nie zdobył choćby jednego punktu. Znacznie częściej oglądają go fani na wyspach brytyjskich, gdzie także nie robi furory. Zupełnie inaczej sytuacja wygląda na długim torze. Tam główny bohater naszego tekstu jest prawdziwą gwiazdą. Świadczą o tym dwukrotne indywidualne mistrzostwo świata oraz liczne sukcesy reprezentacyjne. Ostatnio w Roden wraz z kolegami sięgnął po srebrny medal Long Track of Nations i zarazem zaliczył jedne z najlepszych zawodów w roku. Olbrzymi sukces Erika Rissa ucieszył kibiców podwójnie. Wszystko dlatego, że w ciągu ostatnich miesięcy życie dało mu mocno w kość. Z pozoru niewinna operacja więzadła krzyżowego przyczyniła się do poważnego uszczerbku na zdrowiu. - Przeszedłem jakąś chorobę wirusową. Spuchł mi nerw za okiem. Przez to miałem ogromne problemy ze wzrokiem. Nie pomagały mi nawet żadne okulary. Prowadzenie samochodu było trudne, nie mówiąc już o jeździe motocyklem - opisał swoją trudną sytuację w rozmowie ze speedweek.com. Erik Riss się nie poddaje i myśli o kolejnych sukcesach Jak widać, 28-latek nie mógł normalnie funkcjonować. Zawodnik nie zamierzał więc czekać na cud i rozpoczął pielgrzymki do lekarzy. Ci wreszcie zdiagnozowali prawdziwy powód jego dolegliwości, czyli zwiększone ciśnienie wewnątrzczaszkowe. - Błyskawicznie rozpocząłem leczenie. Trzy razy miałem robione nakłucie lędźwiowe. Całkowitych objawów pozbyłem się dopiero po sześciu miesiącach. W końcu obrzęk zniknął, ale mam wrażenie, jakby trwało to całą wieczność - dodał. W końcu Erik Riss odetchnął ulgą i skupia się na sporcie. A trzeba przyznać, że cele 28-latek ma naprawdę ambitne. - Chciałbym pojechać z dziką kartą we wszystkich Grand Prix Niemiec na długim torze. Chciałem otrzymać stałą dziką kartę na cały cykl, ale jej niestety nie otrzymałem. Postaram się dlatego dostać do zmagań z GP Challenge w Muehldorf - zakończył wyraźnie zmotywowany.