Gdyby tylko aspekty sportowe miały decydować o przyszłości Maksyma Drabika, to ten być może nadal reprezentowałby barwy Motoru Lublin. Jednak po sezonie zmienił klub i przeniósł się do Włókniarza Częstochowa. Dalszą współpracą z zawodnikiem nie byli przede wszystkim zainteresowani działacze mistrzów Polski, bo mieli już dość trudnego charakteru żużlowca. Motor miał problemy wychowawcze z Drabikiem Gdyby nie kamery telewizyjne, to być może nigdy nie dowiedzielibyśmy się, że Maksym Drabik sprawiał w Lublinie problemy. Nikt bowiem ze sztabu szkoleniowego czy działaczy publicznie o tym nie mówił. Jednak kulisy meczów pokazały, że najpierw w Grudziądzu zawodnik nie chciał uczestniczyć w naradach drużyny, a później w Toruniu podczas spotkania półfinałowego odmówił jazdy bieg po biegu. O komentarz do całej sprawy poprosiliśmy Jacka Ziółkowskiego. Menedżer Motoru opowiedział nam, jak z parku maszyn szło mu zarządzanie Drabikiem. - Maksym jest bardzo dobrym zawodnikiem, cholernie utalentowanym. Przy tym wszystkim jest indywidualistą. Zdarzały się sytuacje, że jechał bieg po biegu, co niespecjalnie mu pasowało. Starałem się jednak ustawiać go tak, aby nie doprowadzać do takich momentów w trakcie meczu. - W Toruniu ta sytuacja była wyjątkowa. Ta rozmowa, która była zarejestrowana przez kamery miała miejsce, gdy Mikkel był jeszcze w gabinecie lekarskim na badaniach. Nie wiedziałem jeszcze, czy on w ogóle wystąpi w tym meczu. Musiałem więc modyfikować plan taktyczny na to spotkanie. Wtedy padło z mojej strony to pytanie do Maksa, czy pojedzie. On odmówił - zdradza nasz rozmówca. Motor wolał pozbyć się problemu - Niektórzy kibice mówili, że Ziółkowski jest taki czy owaki, albo że za miękki. Ale co ja miałem zrobić? Siłą go posadzić na motocyklu? Zresztą takich sytuacji w trakcie sezonu było więcej i nie ukrywam, że nie było to dla mnie komfortowe - wspomina. Wszystko to sprawiło, że Drabika dziś w Lublinie już nie ma. Nie wiemy, czy sam zainteresowany w ogóle myślał o pozostaniu w klubie, ale w Motorze wszyscy mieli go już dość. Choć trzeba przyznać, że sportowo żużlowiec potrafił się obronić. Miał co prawda słabsze spotkania, ale generalnie wywiązał się ze swoich zadań. - Czy czuję teraz ulgę? Czułbym, gdyby Maksio został i zrewidował swoje podejście do drużyny. Ostatecznie jednak odszedł i teraz jest na czyjejś głowie. Ja myślę już tylko o tym, żeby nasi nowi zawodnicy jak Jack Holder pokazali pełnię swoich umiejętności - podsumował Jacek Ziółkowski. Zobacz również: Nazywa się Lewandowski. Mówi, że piłka nożna jest nudna