Zdecydowanie nie tak miał wyglądać debiutancki pełnoprawny sezon Olivera Berntzona w PGE Ekstralidze. Szwed, który jeszcze niedawno był stałym uczestnikiem cyklu Grand Prix, w tym roku zupełnie się pogubił i obecnie plasuje się na odległym, 39. miejscu w rankingu najskuteczniejszych zawodników najlepszej ligi świata. W zestawieniu wyprzedza go między innymi paru młodzieżowców czy chociażby Jonas Jeppesen. Dobre mecze 28-latka z łatwością da radę zliczyć na palcach jednej ręki. Ostatnią dwucyfrówkę zainkasował on dość niespodziewanie we Wrocławiu, kiedy to beniaminek mierzył się z obecnym złotym medalistą DMP. W trakcie sezonu cierpliwość tracili do niego sami kibice Arged Malesy. Zwłaszcza po wypożyczeniu Nicolaia Klindta nie brakowało głosów, że klub pożegnał nie tego człowieka co trzeba. Co niektórzy przypominali też, iż Szwed tak naprawdę zawodził też w eWinner 1. Lidze. Summa summarum Oliver Berntzon otrzymał kredyt zaufania, który chyba niezbyt został spłacony. Nie zraziło to jednak działaczy i dziś oficjalnie doszło do przedłużenia kontraktu. Kto jeszcze zostanie w Arged Malesie Ostrów? Decyzję o kontynuowaniu współpracy klub przekazał kibicom na kilka minut przed starciem z For Nature Solutions Apatorem Toruń. Ostrowianie rozpoczęli tym samym budowę składu, który niebawem postara się o powrót do elity. Wbrew pozorom Oliver Berntzon po paru miesiącach ścigania się w PGE Ekstralidze, na jej zapleczu może pokazać drugą, zdecydowanie lepszą twarz. Gdy do tego dodamy ambitnych młodzieżowców, to już teraz nie ma wątpliwości co do tego, że tegoroczny spadkowicz z najwyższej klasy rozgrywkowej będzie siał postrach wśród rywali. Formalnością wydaje się też przedłużenie kontraktu z Grzegorzem Walaskiem. Polak pomimo zaawansowanego wieku, w tym roku udowodnił iż potrafi ścigać się z najlepszymi i gdyby nie fatalny upadek we Wrocławiu to kto wie z jaką średnią zakończyłby obecnie trwający sezon. Ostrowscy działacze pewnie zrobią też wszystko, by zatrzymać Chrisa Holdera co obecnie jest czymś w rodzaju mission impossible, ale nie takie rzeczy czarny sport już widział.