Sępy ustawiają się w kolejce Gdy funkcjonowałem w żużlu nie dochodziło do sytuacji, a przynajmniej nie na taką skalę, że młodzi zawodnicy, na dorobku chcą zostawić swój macierzysty ośrodek i w imię lepszej forsy skorzystać z oferty innego klubu. Ostatnie przypadki Pawła Trześniewskiego z ROW-u Rybnik i Piotra Świercza z Unii Tarnów dają mocno do myślenia. To zatrważające, że młodym chłopakom uda się fajnie pojechać ze dwa biegi i ustawia się wkoło nich kolejka sępów, czyt. zdesperowanych brakiem przyzwoitego młodzieżowca prezesów. Niestety najmożniejsi wolą drogę na skróty. Zamiast szkolić, lepiej wyrwać nieźle rokującego juniora, zanim ten tak naprawdę pokazał coś na torze i sprawa załatwiona. Według nich, kto ma pieniądze ten ma władzę. Polscy szefowie klubów, zwłaszcza tych z elity mają prostą strategię i są w swoich działaniach bezwzględni. Najpierw mamią zawodników, owijają sobie ich wokół palca, obiecują złote góry, uchylają im nieba, a gdy ci nie spełniają oczekiwań, wyrzucają do kosza jak zepsutą zabawkę i biorą następną. Na początku chłopak połyka haczyk. Myśli, że złapał pana Boga za nogi, lecz potem jego piękny sen kończy się najczęściej bolesnym potłuczeniem czterech liter. Wychodzi na całej transakcji jak Zabłocki na mydle, a później już tylko płacz i zgrzytanie zębów, ewentualnie w najlepszym wypadku powrót do domu z podkulonym ogonem. Najgorsi? Prezesi i nierzetelni doradcy Młodzi bez zważania na konsekwencje coraz częściej dają się podejść. Ulegają pokusie gwiazdorskich warunków, stawiają macierz pod ścianą, składają wnioski z prośbą o rozwiązanie kontraktu z winy klubu, choć nie mają ku temu żadnych podstaw. Zwąchali odrobinę grosza, to może się uda. Kiedyś młodzieżowiec musiał ostro rozpychać się łokciami, żeby zostać zauważonym, dostać z klubu jakiś silnik, oponę. Obecnym nastolatkom wiele rzeczy przychodzi zdecydowanie za łatwo, wsio mają podstawione na srebrnej tacy pod nos, przez co szybko obrastają w piórka. Oni wręcz przyjmują postawę roszczeniową, że coś im się z urzędu należy. W dzisiejszych, zepsutych przez kasę czasach każdy pragnie wykorzystać swoje pięć minut i ugrać coś dla siebie, dlatego prezesi oraz zawodnicy są jednak trochę siebie warci. Stąd, to proste zestawienie niby dwóch odrębnych, ale jakże do siebie podobnych światów. Z perspektywy prezesa i zawodnika. W tej nieczystej grze winni są wszyscy, ale w najbliższym otoczeniu zawodnika nie ma chyba nic gorszego niż szepczący do ucha niekompetentny rodzic, doradca, podpowiadacz etc. Taki nierzetelny konsultant wyrządza żużlowcowi największą krzywdę. A niejeden już przekonał się przecież na własnej skórze, że chytry dwa razy traci.