Dramat Mikkela Michelsena w finale. Kiedy już do leżącego pod dmuchaną bandą zawodnika dobiegły służby medyczne, to w miarę szybko udało się go postawić na nogi. Potem jednak oglądaliśmy przerażające obrazki. Mikkel Michelsen osunął się na tor, choć podtrzymywało go dwóch ludzi Michelsen szedł po torze w stronę parku maszyn, ale co jakiś czas się zatrzymywał, a jego twarz wykrzywiał grymas bólu. Trzymał łokieć, widać było, że cierpi. Ludzie na trybunach zastanawiali się, dlaczego Michelsen nie został zniesiony na noszach. Po chwili zaczęli skandować jego nazwisko, żeby dodać mu otuchy. Mikkel w pewnym momencie przegrał jednak z bólem i osunął się na tor. Marcin Momot, menedżer Michelsena tłumaczył potem, że czuł, że Mikkel "zaczyna tańczyć", że nogi mu się plączą. Kiedy Duńczyk usiał na torze, to 50-tysięczny tłum zamarł. Ta cisza była aż przerażająca. Na szczęście Michelsen wstał i przy asyście medyków dotarł do boksu. Nieporadna akcja ratunkowa. Szarpano jego głową, nie dostał wody Cała akcja służb ratunkowych wyglądała jednak słabo. Nikt nie potrafił prawidłowo zdjąć kasku Michelsena. Szarpano nim i jego głową. Gdyby Duńczyk miał jakiś uraz kręgosłupa, to mogło się to dla niego źle skończyć. Kolejna sprawa jest taka, że zawodnika nie wsadzono na siłę na nosze. On sam chciał iść, ale w żużlu często gęsto jest tak, że żużlowca nie należy słuchać. Menedżer Mchelsena przyznał, że zaraz po upadku przydałby się jakiś łyk wody, bo Mikkel uderzył łokciem w silnik i czuł się wyjątkowo paskudnie, słabo. Wody jednak nie dostał. Musiał dojść do parku maszyn i tam się napił i zjadł kawałek batona. Od razu zrobiło mu się lepiej. Rękę jednak długo trzymał na temblaku. Nie wiadomo, czy Michelsen wystąpi w Drużynowych Mistrzostwach Europy. Menedżer Duńczyków Hans Nielsen, który towarzyszył mu od pierwszej chwili po kraksie, bardzo tego chce, ale nie wiadomo, jak zawodnik Motoru Lublin będzie się czuł.