Wielu starszych kibiców uważa takie zachowania za symbol "zepsucia" współczesnego żużla. Rzeczywiście, w ostatnich latach mieliśmy na torach kilku zawodników określanych mianem "Neymarów czarnego sportu". Kibicom zdarzarzało się nazywać tak nie tylko Piotra Pawlickiego, ale też jego brata Przemysława czy Krystiana Pieszczka. Choć speedway jest na tyle skomplikowanym technicznie sportem, że trudno z reguły orzec czy zawodnik był w stanie upadku, to niektórzy z nich często zapoznawali się z nawierzchnią w dość dyskusyjnych okolicznościach. Do niedawna upadającego zawodnika często premiowali arbitrzy. Sędziowie byli bardzo mocno wyczuleni na wszelkie ruchy zawodnika wyprzedzającego przed nim rywala. Lekkie muśnięcie jego maszyny i następujący po nim upadek zazwyczaj kończyły się wykluczeniem szybszego żużlowca. W pewnym momencie minionego sezonu absurdalnych upadków mieliśmy już na tyle dużo, że włodarze powiedzieli: "Dość" Arbitrom narzucono nową wykładnię, zgodnie z którą dużo częściej dyskwalifikuje się z powtórki przerwanego wyścigu zawodnika upadającego. Piotr Pawlicki zaskoczył wszystkich Być może ten formalny ruch miał wpływ na zachowanie Piotra Pawlickiego w ostatnim finale MPPK. Leszczynianin w szesnastej gonitwie zawodów najpierw został wyprzedzony przez Kacpra Gomólskiego, a chwilę później bezpardonowym atakiem minął go kolejny z poznaniaków - Jonas Seifert-Salk. Młody Duńczyk bardzo ambicjonalnie potraktował pojedynek z uznanym kapitanem Fogo Unii i byłym uczestnikiem cyklu Grand Prix. Wchodząc pod jego lewy łokieć wypchnął go niemal pod samą bandę szerokiego toru w Poznaniu. Gdyby 28-latek upadł, arbiter z pewnością wykluczyłby reprezentanta gospodarzy. Ten mocno trzymał się jednak swojej maszyny i dojechał do mety na ostatniej pozycji. Taka zmiana w zachowaniu Pawlickiego to bardzo dobry prognostyk przed nadchodzącym sezonem ligowym. Fogo Unia Leszno po stracie Emila Sajfutdinowa potrzebuje dobrej formy swojego kapitana bardziej niż kiedykolwiek wcześniej. Zmiany w jego stylu jazdy pozwalają zaś sądzić, że wszystko idzie w dobrym kierunku. Kibice Byków mają więc po niedzielnych zawodach więcej powodów do zadowolenia niż tylko srebrny medal swojej drużyny.